[ Pobierz całość w formacie PDF ]

atomową, nie przez wojnę biologiczną czy zanieczyszczenie środowiska; nie, nic z tych
przera\ających rzeczy. Po prostu grypa. Chciałbym zamontować gdzieś olbrzymią tablicę -
mo\e na Bonneville Salt Flats. Spi\owy Skwer. Ka\dy bok liczyłby sześć kilometrów
długości. Na u\ytek kosmitów, którzy w przyszłości wylądują na Ziemi, napisałbym wielkimi
literami: PO PROSTU GRYPA.
Cisnąłem pustą puszkę za balustradę. Upadła z głuchym brzękiem na ciągnący się wokół
budynku chodnik. W oddali widniał majaczący na piasku czarny trójkąt szałasu.
Zastanawiałem się, czy Needles śpi. Zastanawiałem się, czy ja zasnąłbym na jego miejscu.
" Bernie?
Stała w drzwiach ubrana w moją koszulę. Jak\e\ jej nie znosiłem. Była spocona jak świnia.
- Ju\ mnie nie lubisz, Bernie?
Nic nie odpowiedziałem. Czasami było mi przykro z powodu tego wszystkiego. Nie
zasługiwała na mnie bardziej ni\ ja na nią.
- Czy mogę usiąść obok ciebie? - Nie zmieścisz się.
Wydała zdławiony, przypominający czkawkę dzwięk i zamierzała wrócić do pokoju.
- Needles złapał A6.
Zatrzymała się w pół kroku i popatrzyła na mnie. Twarz miała nieruchomą.
- Bernie, nie \artuj. Zapaliłem papierosa.
- Przecie\ on nie mo\e... On ju\...
- Tak, przeszedł ju\ A2. Grypę Hongkong. Podobnie jak ty, jak ja, jak Corey, jak Kelly i
Joan.
- Wiec to znaczy, \e nie jest... - Uodporniony?
- Tak. To znaczy, \e i my mo\emy to złapać.
- Nie wiem, mo\e kłamał, \e przechodził A2. Po to, \ebyśmy mu pozwolili pójść z nami -
odparłem.
Na twarzy Susie pojawiła się ulga.
- Jasne, \e tak. Na jego miejscu te\ bym skłamała. Nikt nie chce \yć samotnie... - zawahała
się. - Wracasz do łó\ka?
- Za chwilÄ™.
Zniknęła w mieszkaniu. Nie musiałem jej mówić, \e A2 nie stanowi \adnej gwarancji
odporności na A6. Sama o tym dobrze wiedziała. Po prostu wymazywała ten fakt ze
świadomości. Siedziałem i obserwowałem przypływ. Osiągnął apogeum. Przed laty Anson
było skromnym ośrodkiem, gdzie uprawiano windsurfing. Na tle nieba majaczył wyniosły
Punkt. Czasami myślałem, \e jest to stanowisko obserwacyjne, ale naturalnie ponosiła mnie
wyobraznia. Czasami Kelly zabierał na Punkt Joan. Ale nie sądzę, \aby zrobił to tej nocy.
Wtuliłem twarz w dłonie; czułem dokładnie ziarnistą fakturę skóry. Wszystko kończyło się
tak szybko i tak nędznie-nie było w tym odrobiny godności.
A przypływ bił w brzegi przylądka, bił i bił. Bez końca. Czysty i tubalny. Latem, po
skończeniu szkoły średniej, tu\ przed rozpoczęciem studiów, przyjechałem tutaj z Maureen, a
z południowo- -wschodniej Azji nadciągała ju\ A6, \eby spowić świat swoim śmiertelnym
całunem. Był lipiec, jedliśmy pizzę, słuchaliśmy radia, które Maureen ze sobą wzięta,
smarowałem jej plecy olejkiem do opalania, ona smarowała moje, powietrze było gorące,
piasek jasny, a słońce niczym płonące szkło.
KONIEC
Skanował: Mando
www.StephenKing.one.pl [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl