[ Pobierz całość w formacie PDF ]
16
jej balu. Poproszę matkę, by przysłała zaproszenia zarówno panu, jak i lordowi Raymond. - Nagle zdała sobie
sprawę, że do czasu balu może już być jego narzeczoną, i głos lekko jej zadrżał.
- Bardzo miło, że chce nas pani zaprosić. Proszę zarezerwować dla mnie taniec.
- Ależ oczywiście.
Harrison postawił swój kieliszek na okapie kominka, po czym podszedł bliżej i usiadł w fotelu naprzeciw dziew-
czyny.
- Proszę pani, Ethan i ja przyjaznimy się od wielu lat i nie mógłbym stąd odjechać nie mówiąc pani, że po-
dziwiam sposób, w jaki załatwiła pani całą sprawę. Muszę przyznać, że jest pani niesamowitą kobietą.
Colly poczuła gorący rumieniec wypływający na policzki. Chyba nie miał na myśli opieki na Ethanem po tym,
jak został ranny... Czyżby uważał, że mogłyby wsadzić rannego człowieka na konia i odesłać go do Canterbury?
- Przecenia mnie pan. W takiej sytuacji każdy stara się jak może najlepiej.
- Jestem przekonany, że każda rodzina byłaby dumna mogąc panią przyjąć. Zapewniam panią, że to nie tylko
moje zdanie, ale i Ethana.
Colly ponownie się zarumieniła. Czyżby Ethan powiedział temu człowiekowi, że chce się jej oświadczyć?
- Rzecz jasna, chłopiec jest jeszcze bardzo młody ciągnął pan Harrison. - Zbyt młody, by być dobrym partnerem
na całe życie.
Zbyt młody?! Czy ten człowiek z niej kpił? Ethan miał trzydzieści lat, a to idealny wiek do małżeństwa...
- Tak czy inaczej, ten młody głupiec nie miał prawa zabierać brylantu Bradfordów. Pierścień prawnie należy się
Ethanowi.
Colly spojrzała na butelkę sherry, by sprawdzić, czy Harrison nie wypił przypadkiem więcej, niż się jej zdawało,
lecz coś w jego słowach pobudziło jej pamięć. Mówił o pierścieniu. Ethan też o nim wspomniał pierwszego dnia
swojego pobytu w Sommes Grange. Wtedy była zbyt poruszona jego widokiem, by zwracać uwagę na słowa, a nim
minęło parę minut, przerwało im nagłe pojawienie się ogiera papy.
Kiedy Harrison kontynuował, Colly usiłowała sobie przypomnieć słowa Ethana sprzed tych kilku dni. Powie-
dział, że chce z nią porozmawiać o pewnej bardzo ważnej sprawie; teraz to sobie przypomniała. A potem bez
wyraznego powodu wspomniał coś o pierścieniu. Przypomniała sobie również, że pytał, czy zna jego młodszego
brata. Nie, nie pytał... oskarżał. Jeśli dobrze pamiętała, mówił to bardzo wrogim tonem.
Harrison zachichotał wyrywając Colly z zamyślenia.
- Więc kiedy Reggie przysłał list, w którym pisał o swoich zaręczynach z panią, Ethan postanowił, że będzie
najlepiej, jeżeli tu przyjedzie i wszystko wyjaśni.
Colly gwałtownie złapała powietrze. Zaręczynach?! O czym on mówił?
Winny uśmiechnął się do niej z sympatią.
- Niech się pani tak nie przejmuje. Ethan natychmiast spalił ten list, więc nikt inny go nie widział. Oczywiście,
drogi chłopiec nie miał najmniejszego pojęcia, kiedy wyprawił się do Canterbury, że zastanie tu tak miłą osóbkę
jak pani.
Colly miała wrażenie, że śpi i śni się jej coś naprawdę złego. Dlaczego ten jakiś tam Reggie - ktoś, kogo nigdy w
życiu nie spotkała - mówił o jej zaręczynach? I właściwie jaką kobietę Ethan spodziewał się zastać w Sommes
Grange?
- Niech pani sobie wyobrazi, panno Sommes, że nie znaliśmy nawet pani imienia. Wszystko, czym Ethan
dysponował, to było pani nazwisko. Ten jego braciszek bazgrze tak nieczytelnie, że obaj mieliśmy wrażenie, że
zaręczył się z jakąś Milly czy może Gilly.
Gilly! Colly poczuła, że brak jej tchu. Gilly. Oczywiście. Powinna się spodziewać, że ta wariatka wpakuje ich w
kłopoty, gdy tylko wyrwie się z domu. Ale przecież nawet Gilly nie byłaby na tyle bezmyślna, by marnować swe
szanse na przyszłe szczęście przyjmując oświadczyny kogoś nie ze swojej sfery?
Oczywiście, że była! Jej siostra zawsze robiła to, co tylko przyszło jej do ślicznej główki, zabawiając się
miłostkami to do jednego chłopca, to do drugiego. Młodzieńcy zaczęli się kochać w Gilly, zanim jeszcze skończyła
naukÄ™ na pensji.
Ale co też matka sobie myślała, nie pilnując tej smarkuli? Czyżby nie zdawała sobie sprawy, jak podobny skandal
może zaszkodzić młodej dziewczynie?
Colly przymknęła oczy i zarumieniła się z zażenowania. Mama i Gilly być może nie zdawały sobie sprawy z
konsekwencji potencjalnego skandalu, ale Ethan Bradford, szósty baron Raymond, zdawał sobie sprawę aż za
dobrze.
Teraz już wszystko rozumiała. Wszystko miało sens. Nagłe przybycie Ethana. Jego gniew. Przyjechał do Sommes
Grange, by ukrócić narzeczeństwo brata z panną wątpliwego pochodzenia, i przez pomyłkę - a właściwie przez
brzydki charakter pisma - ją wziął za obiekt uczuć młodzika.
Colly zacisnęła pięści usiłując zachować spokój. Nigdy nie zastanawiała się nad tym, dlaczego Ethan się tu
pojawił. Gdyby była szczera wobec siebie, przyznałaby, że zbyt cieszyła się tym faktem, by zadawać jakiekolwiek
pytania. Teraz myśli kotłowały się w jej głowie: dlaczego był dla niej tak miły? Dlaczego udawał przyjazń? Czy
chciał ją tylko ułagodzić? Czy w ten sposób chciał uniknąć skandalu, który mógłby zrujnować jego rodzinę?
17
Zamarła z wściekłości. Jakże łatwą ofiarą była dla jego podstępnego wdzięku! Jakże zaślepiona musiała się
wydawać, kiedy godzinę temu byli w ogrodzie! Jak jakaś wysuszona, złakniona miłości stara panna dała się
omamić słodkimi słówkami na temat koloru oczu. Nawet wmawiała sobie, że chce się oświadczyć, podczas gdy
naprawdę chodziło mu jedynie o zerwanie zaręczyn młodszego brata.
Jakaż była głupia! Chciała zapaść się pod ziemię. Lordowie Raymond nie żenili się z córkami rubasznych
wiejskich szlachciców. Nie pozwalali też na to swym młodszym braciom. Colly wiedziała o tym od dawna, a
jednak uwierzyła, że oczarowała go w tym samym stopniu, co on ją.
Poczuła nagłe dławienie w gardle, a przykre ściskanie w żołądku nie miało nic wspólnego ze spóznionym
obiadem.
- Proszę, wybaczcie mi spóznienie - rzekła w tej chwili ciocia Pet wchodząc do saloniku oparta o ramię Ethana.
- I mnie również - dodał Ethan uśmiechając się. W jego oczach błyszczało ciepło, które kiedyś Colly odczytywała
jako skierowane tylko do niej.
Kiedy Ethan odmówił szklaneczki sherry, Colly pozwoliła Harrisonowi poprowadzić się do jadalni. Podczas gdy
panowie zabawiali ciocię Pet opowieściami o książętach i ich narzeczonych oraz najnowszymi ploteczkami z
dworu, dziewczyna aż gotowała się z wściekłości. Nie brała udziału w rozmowie, siedziała spokojnie ze wzrokiem
wlepionym w talerz.
W pewnym momencie rozmowa zeszła na rodzinę Montrose i zwyczaj nadawania imion.
- A tak - rzekła ciocia Pet. - Wszystkie kobiety w naszej rodzinie nazywane są imionami kwiatów. Matka mojego
ojca miała na imię Róża, a jego siostra Columbina. Colly nosi to imię po niej.
Ciocia Pet uśmiechnęła się do dziewczyny, podobnie jak dwaj panowie. Colly nie odwzajemniła ich uśmiechów.
Nie mogła znieść towarzystwa Ethana, gdy dowiedziała się, że ją oszukał. Modliła się, by posiłek skończył się jak
najszybciej i by Ethan Bradford opuścił Sommes Grange i nigdy już nie wracał.
- Mój brat podtrzymał tradycję nazywając matkę Colly Violet, czyli fiołek. No a moje siostrzenice mają na imię
Columbina i... auu!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- okiemkrytyka.xlx.pl
Connie Brockway Sezon na panny mlode
Gretkowska Manuela Dom dzienny
Balzac, HonorĂŠde Lebensbilder II
śÂšw. Tomasz z Akwinu 28. Suma Teologiczna Tom XXVIII
Courtney Breazile [Immortal Council 03] Wet Glamour (pdf)
00_Program nauki_Technik ekonomista 341 02
Cartland Barbara Tajemnica meczetu
Anne McCaffrey Cykl Statki (4) Miasto, które walczyśÂ‚o