[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podobno w tamtych stronach me widziany, ruszyli siê wszyscy ku mnie i w oczemgnieniu
otoczony zosta³em ludxmi przypatruj¹cymi siê ciekawie osobie mojej. Wzajemne zadziwie-
nie trwa³o czas niejaki; w tym przyst¹pi³ ku mnie powa¿ny starzec i gdy mi na znak dobrego
przyjêcia rêkê poda³, ja pad³em mu do nóg, rzewno p³acz¹c. Podniós³ mnie z skwapliwoSci¹
i mówiæ pocz¹³ ³agodnie, jakem móg³ z miny i gestów miarkowaæ, ale jêzykiem wcale mi nie-
wiadomym.
Na hazard, ¿e mo¿e co zrozumie, zacz¹³em do niego mówiæ po polsku, po ³acinie; po francu-
sku, a gdy i on mnie nie rozumia³, gestami opisywa³em mu sytuacj¹ moj¹ teraxniejsz¹, repre-
zentuj¹c ile mo¿noSci, jakem p³yn¹³ morzem z krajów bardzo dalekich, jak siê mój okrêt roz-
bi³, jak wspó³towarzysze potonêli, ja na deszce uszed³em Smierci. Zrozumieli, jakem z nich
pozna³, i¿ przyp³yn¹³em od morza: ale tego poj¹æ nie mogli, gdym im nasz okrêt opisywa³
i krainê dalek¹, z której przyszed³em. ¯e zaS mi g³Ã³d zaczyna³ bardzo dokuczaæ, prosi³em
45
przez gesta o posi³ek; postrzeg³szy to ów starzec wzi¹³ mnie za rêkê i zaprowadzi³ do domu
swojego.
Nie by³, tak jak i inne, ani wynios³y, ani wspania³y; czystoSæ, porz¹dek i piêkna symetria naj-
wiêksz¹ by³a jego ozdob¹. Domy wszystkie by³y drewniane, ale Sciany zewn¹trz i wewn¹trz
po³yskiwa³y, jakby napuszczane by³o drzewo osobliwym pokostem; nie mo¿na albowiem by³o
rozumieæ, i¿by mia³y byæ takowe z przyrodzenia. W pierwszej izbie ³awy by³y naoko³o, nie-
wiele od pod³ogi wzniesione; tam mnie gospodarz posadzi³; przysz³a za zawo³aniem sêdziwa
niewiasta, jakom miarkowa³, ¿ona jego. Ta zadziwiwszy siê z pocz¹tku, gdy jej m¹¿ o moim
przyjSciu powiedzia³, pozdrowi³a mnie po³o¿eniem rêki na sercu. Postawiono przede mn¹ sto-
lik; nie bawi¹c przyniesiono potrawy z samych jarzyn, nabia³u i owoców, a w naczyniu po-
dobnym do naszych farfurowych wodê.
Choæby mi by³ zbyteczny g³Ã³d nie dokucza³, nie móg³bym siê by³ jednak odjeSæ jarzyn, i sma-
ku, i zaprawy przedziwne; owoce by³y nierównie lepsze od naszych, chleb podobny do ¿yt-
nego, ale smaczniejszy. £y¿kê tylko mia³em do jedzenia; chc¹c chleba ukroiæ doby³em no¿a
z kieszeni. Zdziwi³o bardzo gospodarza to zapewne w tamtym kraju nie widziane narzêdzie.
Dogl¹da³ nañ z ciekawoSci¹ i zda³o mi siê, i¿ siê go nie Smia³ dotkn¹æ; gdy mu wiêc do r¹k
ofiarowa³em, wzi¹³ za ostrze i obrazi³ sobie palec. Postrzeg³szy krew rzuci³ nó¿ na ziemiê,
wo³aæ zacz¹³; a gdy siê domownicy zbiegli, opowieda³ im, co siê sta³o. Chcia³em zdj¹æ nó¿
z ziemi, ale mi nie dopuScili tego i ledwom siê móg³ od Smiechu wstrzymaæ, gdy po ma³ej
chwili przyniós³szy jakiS instrument na kszta³t grabi, z daleka mój nó¿ popychali ku drzwiom;
wyrzuciwszy go za drzwi, przypatrowali mu siê z daleka, podobno chc¹c widzieæ, czy siê nie
rusza; wykopali za tym do³ek doSæ g³êboki i tam go pochowawszy przysypali ziemi¹.
Przyszed³ za tym do mnie gospodarz i pozna³em z gestów, i¿ mi wymawia³, ¿em go wda³
w tak wielkie niebezpieczeñstwo. Pyta³, je¿eli drugiego takiego nie mam przy sobie; odpo-
wiedzia³em, ¿e nie; dopiero prosi³, ¿ebym zakopanego no¿a nie rusza³. Obieca³em chêtnie,
a on mnie, za rêkê na znak przyjaxni, wyprowadzi³ za dom do swego ogrodu albo raczej sadu.
Drzewa zasadzone by³e w linie; ugina³y siê ga³êzie pod rozmaitego rodzaju owocani. Zamiast
parkanu lub p³otu rowek niewielki dla Scieku bardziej wody nixli warunku odgradza³ od s¹-
siedzkiego. W Srodku. sadu by³a sadzawka, przez któr¹ przechodzi³ strumyk, ten w s¹siedz-
kim sadzie nape³nia³ tak¿e sadzawkê; i jakem siê potem dowiedzia³, sz³y wci¹¿ ogrody z po-
dobn¹ dla wszystkich mieszkañców tek osady wygod¹.
Gdy siê ju¿ zabiera³o ku zmroku, zapalono lampê wisz¹c¹ na Srodku izby; siedliSmy do wie-
czerzy, mniej ju¿ obfitej ni¿ obiad. Oprócz gospodarza i ¿ony by³o synów doros³ych trzech
i wnucz¹t podobno dwoje. Gdy wstali od sto³u, obrócili siê wszyscy ku wschodowi, a gospo-
darz, wzniós³szy oczy ku niebu, wyraxnym g³osem mówi³ modlitwê dziêkczynienia; dopiero,
porz¹dkiem uca³owawszy dziatki, wzi¹³ mnie za rêkê i zaprowadzi³ do izby osobnej; znala-
z³em tam siennik na kszta³t materaca, poduszkê i ko³drê obszern¹, z nieznajomej mi wszyst-
ko materii.
46
ROZDZIA£ DRUGI
Gdym siê obudzi³, postanowi³em zaraz u siebie uczyæ siê jêzyka tego kraju; bez tej albowiem
wiadomoSci trudno by mi by³o, a prawie niepodobna poznaæ tamtejsze prawa i zwyczaje,
wyrozumieæ sposób mySlenia obywatelów, staæ siê im u¿ytecznym przez wdziêcznoSæ za tak
³askawe przyjêcie. Uwa¿a³em tymczasem pilnie to, co mi tylko pod oczy podpada³o .
Osada, w której zostawa³em, mia³a stu dwudziestu gospodarzów; ka¿dy z nich mia³ dom, pole
i ogród, wszystko pod równym wymiarem. Najwiêcej dzieci rodzicom s³u¿yli, lubo mieli or-
nych obojej p³ci domowników, ale w odzie¿y i wygodzie ¿adnej nie by³o miêdzy nimi ró¿ni-
cy. Nie znaæ by³o najmniejszej pod³oSci w czeladzi; panowie nie patrzyli siê na nich suro-
wym okiem, dopiero¿ kar bolesnych albo obel¿ywych podobieñstwa nawet nie p ostrzeg³em.
Wzrost obywatelów by³ mierny, twarzy weso³e, cera zdrowa; kaleki lub zbytecznie oty³ych
albo chudych nie widzia³em. Siwizna, nie zgrzybia³oSæ, oznacza³a starych.
Niewiasty mo¿e by potrzebowa³y bielid³a, gdyby tysi¹czne wdziêki nie nadgradza³y p³ci nie-
co smag³awe; ¿adna zaS czerwona farba me wyrówna³aby piêknoSci i ¿ywoSci ich rumieñca,
który wstyd zapala³. W porównaniu twarz malowanych, którychem siê niegdyS a¿ nadto na-
patrzy³, zdawa³o mi siê, i¿ porzuciwszy kopie bardzo mierne, przypatrywa³em siê wybornym
orygina³om.
Strój mê¿czyzn bardzo by³ prosty co do gatunku materii, ale krój wygodny nie krêpowa³ po
naszemu bez potrzeby cz³onków. Kolor wszystkich sukien by³ szarawy, bia³y, wed³ug we³ny,
której me farbowano. Czarnych owiec bardzo ma³o widzia³em; takiego zaS koloru we³nê ob-
racali na ko³dry i materace. Krój odzie¿ podobny do tego, który widziemy pospolicie w statu-
ach greckich i rzymskich. Spodnia suknia ni¿ej spada³a od kolan; zwierzchnia, daleko d³u¿-
sza i obszerna, na kszta³t p³aszcza, za¿ywana najwiêcej bywa³a od starych albo te¿ i od m³od-
szych w czasiech zimnych lub s³otnych. Mê¿czyxni w³osy zapuszczali równo z szyj¹, z przo-
du je do góry zaczesywali, ¿eby nie spada³y na oczy. U dzieci obojej p³ci w³osy nisko by³y
strzy¿one dla zachowania ochêdóstwa.
Suknie niewiast odmiennego nieco by³y kroju ni¿ mê¿czyzn; materia delikatniejsza. Pudru
bia³ego; szarego i szarawego jeszcze by³a moda w ten kraj nie wnios³a; maszczenie w³osów
pomad¹ mia³y tamtejsze damy za nieochêdóstwo. Nie idzie za tym, i¿by ich strój nie mia³
byæ w tamtych stronach przystojny i nawet wytworny. Chêæ podobania siê powszechnym fest
wszêdzie tek p³ci przymiotem.
Odmian mody w tamtym kraju nie, znano; krój sukien od wieków by³ jednaki: Kolor, jakom
wy¿ej namieni³, nigdy siê nie odmienia³; nie mieli albowiem sekretu farbowania we³ny. Jako¿
dowiedzia³em siê potem, i¿ gdy moje suknie egzaminowano (by³a zaS zwierzchnia zielona, [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl