[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Ach!  zachwiała się, padła i zemdlała.
Trudno opisać, jak to wszystkich zmieszało; pani Dorota chciała bić nieszczęśliwą, miała
jej to za jakiś występek, pan Mateusz wzruszał ramionami, sąsiedzi szeptali, a kobiety jedne,
co rozumiały położenie Anny, płakały. Wyniesiono ją z pokojów, mąż nie pobiegł za nią, lecz
ż mężczyznami na fajki, ciotka poszła wprawdzie, ale w intencji czynienia wyrzutów, skoro
tylko siostrzenica przyjdzie do zmysłów.
Tymczasem szczęśliwi z podanej zręczności goście rozpierzchnęli się i tysiące powtórzyli
z tego wypadku bajek i plotek. Nazajutrz powiadano o milę, że zemdlała, o dwie, że umarła, o
trzy, że mężowi oczy wydarła, o sześć mil słychać było, że się na weselu wszyscy potruli. Tak
to im dalej, tym wspanialej zawsze rozchodzą się plotki nie słabnąc, lecz nabierając siły. O
cudowna siła!
Nim uroczysty i ceremonialny obiad podano, wytrzezwiono panią młodą, złożono mdłości
na osłabienie pochodzące z choroby jakiejś i osadzono państwa nowopobranych na rogu stołu
jedno przy drugim. Wszyscy uważali, że do siebie słówka nie przemówili przez cały ciąg
obiadu. W czasie toastów i klaskania z biczów pod oknami podniosła się Anna i znów
omdlała; przecież otrzezwiono ją nie odprowadzając od stołu.
Pan Mateusz, czując, jakie z tych mdłości plotki i historie urosną, wściekał się ze złości;
pani Dorota z tegoż samego powodu jeść nie mogła, sąsiedzi triumfowali, a mianowicie kate-
goria odprawionych z kwitkami przez podkomorzynę. Nareszcie pózno już skończył się
obiad, a goście czekając rozpoczęcia tańców porozchodzili się podochoceni dobrze winem,
które Bałabanawicz im razem i sobie tak serdecznie dolewał, że w końcu obiadu runął pod
ciężarem swoich obowiązków pod stół i nie powstał z placu boju aż nazajutrz.
Tańce rozpoczęły się od uroczystego polskiego, otwartego z panią młodą; po niej w drugiej
parze szedł pan Mateusz z panią podkomorzyną, dalej cały ogon par chichoczących, szeptają-
cych, spozierających na siebie, kończący się drobnymi dziećmi wyprostowanymi mocno, aże-
by się słuszniejsze wydawały.
Gdy się to dzieje w sali, tymczasem ksiądz wikary staropolskim zwyczajem z kropidłem i
księgą idzie poświęcać łóżka. Już północ, a jeszcze tańcują jedni, piją drudzy, już po północy
jeszcze trwa zabawa, już się na dzień zabiera, a pan Mateusz wyrywa się ukradkiem z sali i
bieży do pokoju sypialnego.
Otworzył drzwi i zawołał na sługę:
 Podaj mi fajkÄ™ i szlafrok, i pantofle?
Spojrzał, obejrzał, obszedł, ale próżno, bo swojej żony nie znalazł. Rzucił ze złością ręka-
wiczki i wyszedł z pokoju biegnąc do pani Doroty.
 Gdzież jest moja żona?
 Gdzie? Spodziewam się, że w sypialnym pokoju.
 Nie ma jej.
 Jak to nie ma? wszakże się rozebrała.
 Ale gdzież się podziała?
 Cóż to jest? w Imię Ojca!  zawołała pani podkomorzyna biegnąc do sypialni. Otworzyła
drzwi, szukała okiem, zatrzasła je za sobą i załamała ręce.
 Gdzież ona się podziała?
 Alboż ja mogę wiedzieć?  odpowiedział pan Mateusz szarpiąc na sobie suknie. Cichoż
już z tym! Niech pani nie rozsyła, nie mówi! Ludzie by się śmieli...
 Ale co mi waść prawisz  rozogniona wołała pani Dorota, biegnąc  ja ją muszę znalezć!
To szalona dziewczyna: to kara Boska!
42
I tak dobrze wypytywała się o panią młodą wszystkich, że w kwadrans całe towarzystwo o
jej zniknięciu wiedziało; młodzież śmiała się, starzy głowami kiwali, pan sędzia niemy sie-
dział w kącie, a Mateusz zapaliwszy fajkę, położył się na łóżku klnąc ożenienie swoje i obie-
cując sobie wcześnie mścić się swojego wstydu na żonie.
Gdzie była Anna? Ona płacząc wybiegła na ogród do swojej altany i, mimo chłodu dopadł-
szy swojej ulubionej ławeczki, na której najrozkoszniej przedumała chwile, siadła, zaczęła
płakać, na koniec zemdlała znowu osłabiona.
Słudzy z pochodniami rozbiegli się po ogrodzie, naturalnie stary ogrodnik poprowadził ich
do ogródka Anny; znalezli ją tam bez duszy leżącą i nie mogąc się dotrzezwić, wnieśli bez- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl