[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się na wuja, który okrzyku nie mógł powstrzymać i zarumienił się mocno.
Przed nim stał niewykończony, lecz nadzwyczaj podobny portret Bondarywny, przez Plerscha malowany.
Nie było to arcydzieło, ale tęskna poza i smutna, zadumana twarzyczka, czyniły go wielce zajmującym. Gdyby był Plersch
miał pędzel Greuza, przedmiot do arcydzieła dostarczyłby wątku.
Król stał w kontemplacyi, Mniszchowa szydersko patrzała mu w oczy.
 Cóż N. Pan powie na to?  odezwała się.
 %7łe pani hrabina jest wielką figlarką i złośliwą kobieciną, która starego wuja szpieguje i posądza  odparł król wcale nie
zagniewany.
 Nie, N. Panie  poprawiła siostrzenica  trzeba powiedzieć, żem najprzywiązańszą z siostrzenic, która się stara myśl
waszą odgadnąć i dla której największą przyjemnością w życiu jest chwilę drogich dni kochanego króla uprzyjemnić.
Poniatowski zbliżył się ku niej, całując ją w rękę z zapałem po kilkakroć i z prawdziwą wdzięcznością.
 Nie śmiejcie się ze mnie  dodał cicho  czasem serce stare uderzy, choć się je na wodzy trzyma.
 Wam, N. Panie, wolno jest mieć fantazye, bo wam los szczęścia nie dał, uczyniwszy dobroczyńcą drugich  z zapałem
także poczęła Mniszchowa. Naszym obowiązkiem tylko wam życie uprzyjemniać.
 Gorzkie ono w istocie!  westchnął król i na podanem krześle usiadł naprzeciw obrazu.
 WiÄ™c mi tego za zÅ‚e nie macie?  spytaÅ‚. To po prostu artystyczny kaprysik... niewinny, chère comtesse.
 Nietylko że nie mogę mieć go za złe, ale błogosławię tę piękność, która miała szczęście choć chwilę rozjaśnić oblicze
mojego króla kochanego.
Patrzali oboje na obraz.
 Kto to malował?  odezwał się po chwili  przysiągłbym że Plersch, choć go tu nie ma.
Marszałkowa głową potwierdzający znak dała.
 A widzisz, zgadłem  ciągnął dalej. Byłem pewny; pędzel i koloryt jego. Któż to ją posadził tak oryginalnie? To chyba nie
on, bo by ją wyprostował pewnie i uczynił sztywną.
 To ona sama tak siadła i nie chciała się dać malować inaczej.
 Co za instynkt niewieści!  mówił dalej, wpatrując się okiem znawcy Poniatowski. Nie jest to skończone, tony się nie
godzą dosyć i nie zlewają, trzebaby się temu z wielkiej przypatrywać odległości. Plersch nie ma tej słodyczy tonów, tej
złocistości ich, tej miękkości vaporeuse, co Bacciarelli i Lampi, ale zawsze talent niepospolity.
 Na ten raz zawdzięcza więcej wzorowi obraz niż talentowi... natchnęła go ta wdzięczna twarzyczka.
 Tak  przerwał król cicho  tu ona podobna jest, a powiedziałbym jednak, że ją fałszywie zrozumiał. Każde z natury
malowanie, to tłómaczenie jakby z obcego języka; tłómacz wlewa coś zawsze swojego.
 A que c est vrai!  podchwyciła Mniszchowa.
 Moja droga  rzekł król, całując ją w rękę, jeśli  cię prosić mogę, zakryj ten obraz i nie pokazuj go nikomu, nikomu!
Jestem odrobinę zazdrośny. Cały dwór by tam poleciał jutro.
 Obraz musi Plersch skończyć, gdy wyzdrowieje, a potem...  szepnęła cichuteńko, prawie do ucha  pojedzie do
Kozienic i złożę go u stóp mojego pana.
Ruchem pięknych rączek zdawała się hołd i kadzidło w istocie składać u nóg króla, który powtórnie ręce jej całować zaczął.
Wszystko to byłoby bardzo pięknem, gdyby niestety po ludzku nie było tylko zręcznie odegranym prologiem do pewnego
dramatu poufnego.
Marszałkowa pochwyciła kitajkę i idąc z nią dla zasłonięcia obrazu, szepnęła mimochodem:
 Oryginał i kopia będą w Kozienicach.
Na to nie było innej odpowiedzi, nad nowe rąk pocałowanie. Oboje wyszli do pierwszego pokoju. Tu na stoliku jakoś
nieostrożnie, lecz jakby umyślnie rozłożone były papiery, koperty, a na wierzchu leżało kilka ćwiartek, zapisanych dużym,
znanym charakterem ks. Renaud, sekretarza pani Podolskiej, matki pani marszałkowej.
Król rzuciwszy okiem, poznał natychmiast list ten i zawołał:
 Mieliście wiadomość o kochanej siostruni!
 A tak, dzisiaj dwa ogromne listy odebrałam z Tuluzy. Mamcia się zachwyca powietrzem, podróżą, widokami, a [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl