[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kładał. Postawieni już wprzód trębacze i fleciści zaczęli wygrywać wesoło. Stała się radość
jakaś wielka, jakiej ludzie nie pamiętali, a oczów wiele zaszło łzami. Wtem arcybiskup Bogu
na podziękowanie do kościoła już wiódł, gdzie duchowieństwo zanuciło hymn i tak owo kró-
lem okrzyknięcie uroczystym aktem kościelnym się skończyło.
Gdy wszyscy do katedry ciągnęli, na wałach w tym miejscu, gdzie dwu zdrajców świeżo
stracono, stali dwaj ubogo ubrani ludzie, z twarzami bladymi, smutni, przypatrujÄ…c siÄ™ z dale-
ka. Mich-nie usta złym szyderstwem drgały, Pawłek był grożno namarszczony.
 Przysięgam ci! Przysięgam!  mruczał Zaręba.  Krótka to będzie radość, a skończy się
kÄ…pielÄ… krwawÄ…. Nasza krew i niewinnej pani Lukierdy pomszczonÄ… zostanie!
Chwycił ręką garść mokrej ziemi i ścisnął ją, jakby z niej krew, co ją zbroczyła, chciał wy-
dobyć, łzami zaszły mu powieki.
130
 Cieszcie się i triumfujcie!  wołał.  Pomsta boża nie śpi! Szyję dam, cześć dam, nie ja
jeden, wszyscy my, a pani zamordowana i bracia nasi będą zemszczeni!
Z kościoła rozchodziła się pieśń głośna, wesoła, a Zaręba jak nieprzytomny z szału powta-
rzał ciągle:
 Będą pomszczeni!
Przecisnęli się potem nie postrzeżeni przez tłumy, wyszli za wrota, dosiedli koni w małej
szopce zostawionych i manowcami pociągnęli ku lasom.
Tegoż dnia postanowiono, że w dzień świętych Jana i Pawła obrzęd koronacyjny odbyć się
miał w Gnieznie, dokąd biskupi z całej Polski zjechać mieli.
131
ROZDZIAA X
Piękny był ów dzień 26 czerwca 1295 roku, gdy wiosennego poranka niezliczonym tłu-
mem ziemian ze wszystkich polskich krajów i z Pomorza przybyłym, okryły się nie tylko
podwórca zamkowe, wały, podwala, ale okolice, na których obozy i namioty legły niezliczo-
ne.
Starał się o to stróż i opiekun starej korony, Zwinka, aby uroczystość, która po tak długich
latach wznowić miała pogrzebiony w krwi świętego Stanisława majestat królewski108, świetną
była a głośną. Zwołał więc wszystkich biskupów, którzy przybyć mogli, Jana z Poznania,
Jana Romkę z Wrocławia, Gosława z Płocka, Konrada nawet lubuskiego, a ci, co jak krakow-
ski i wrocławski sami się stawić nie mogli, piśmiennie oświadczyli zgodę swoją. Z Pomorza
mnodzy panowie, wysłańcy miast przedniejszych, urzędnicy, rycerstwo pomnażało świetną
gromadę, która miała być świadkiem tych odrodzin królestwa.
 Zaprawdę  oświadczył Zwinka tym, co go niebezpieczeństwy od korony odstraszać
chcieli  zaprawdę, nie o króla tu idzie, bo każdy z nich śmiertelnym jest, ale o koronę, która
być nieśmiertelną powinna.
Ta korona, która długo utajoną była w skarbcu kościoła i razem z drogim ciałem świętego
Wojciecha chroniona jako talizman święty, leżała teraz na wezgłowiu, na nowo z kurzu otar-
ta, w swej starodawnej prostocie, grubymi obręczami złotymi przypominając wieki, gdy je
niewprawna ręka, jako umiała, wykonała. Obok niej jabłko królewskie napełnione wewnątrz
tą ziemią, której piastowania była godłem, i włócznia świętego Maurycego  relikwia razem i
berło, i szczerbiec leżał anielski. Jak około świętości przechodził lud ciekawy gromadząc się i
stając około tych prastarych potęgi pamiątek. Minęło czasu wiele, a obręcze te złote niczyjego
nie dotknęły czoła, pył je okrywał żałobny, w ciemnościach czekały na odrodziciela.
Radość wielka rozgrzewała tłumy, a piękny, acz gorący, dzień wiosny ze słońcem weso-
łym pierwszej roku połowy przyświecał wspaniałemu obrzędowi. Duchowieństwo z arcybi-
skupem musiało się naradzać nad obrzędem, którego pamięć była zaginęła. Wertowano księ-
gi, słuchano podań ludzi starych, chwytano, co gdzie indziej przy koronacjach się działo; do-
bierano modlitwy, pisano formuły, szukano pieśni. Ale trud to był ochoczy i wesoły.
W katedrze dwa trony na stopniach podniesionych obok siebie stały okryte suknem szkar-
łatnym ze złotymi bramowaniami. Naprzeciw wznosił się arcybiskupi. Ołtarz już gorzał
światłem rzęsistym, duchowieństwo oczekiwało, gdy głosy trąb słyszeć się dały od zamku i
drogą suknem wysłaną ruszył orszak książęcy, poprzedzany przez ochmistrzów dworu z la-
108
Pogrzebiony w krwi Stanisława majestat królewski  Kraszewski za Długoszem wiąże upadek królestwa ze
śmiercią zabitego na rozkaz króla Bolesława Zmiałego biskupa Stanisława Szczepanowskiego. Król Bolesław
obciążony klątwą schronił się na Węgrzech w klasztorze w Ossjaku i tam nagle zmarł. Tradycja literacka (np.
Józef Korzeniowski w Mnichu) pokazuje Bolesława w Ossjaku jako pokutnika pokutującego za ten ciężki
grzech, zakładając tym samym niewinność biskupa Szczepanowskiego. Ale już współcześnie żyjący kronikarz
Gali Anonim uważał biskupa za zdrajcę; Szczepanowski był członkiem opozycji magnackiej przeciwnej
wzmocnieniu władzy centralnej przez akt koronacyjny Bolesława Zmiałego i popierającej pretensje młodszego
brata Bolesława do tronu. Zmierć biskupa krakowskiego ośmieliła opozycję możnowładców do jawnego buntu,
wygnania króla i wyniesienia na tron słabego i nieudolnego Hermana.
132
skami białymi i wojewodów z chorągwiami zwiniętymi. Za nimi w otoczeniu dostojników
dworu swego stąpał Przemysław w sukniach szkarłatnych, w hełmie złocistym, mąż w sile [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl