X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przeszkodzić Edgicie w osiągnięciu jej celu, to ze świadomym zamiarem. Być może było
jeszcze możliwe, że gdy dotarła z nowiną do Roscelina, ten przekonał ją, żeby nie wracała,
ale pozostała bezpiecznie w Elfordzie i pozostawiła mu resztę. Cadfael nie był jednak pewny,
że w to wierzy. Gdyby tak było, Roscelin już dawno wpadłby z oburzeniem do holu w Vivers,
zanim by jeszcze zauważono nieobecność Edgity.
Cadfael zbliżył się do Cenreda, przepychając się w pośpiechu przez linię jego łowców,
i jedno mroczne spojrzenie z ukosa pozdrowiło go i rozpoznało bez większego zdziwienia.
 To nie było konieczne, bracie - powiedział Cenred. - Jest nas dość do tej
roboty.
 Jeden więcej nie zaszkodzi - odparł Cadfael.
Nie zaszkodzi, ale nie jest chyba zbyt chętnie widziany. A także ta sprawa powinna
być wewnętrzną sprawą dworu. Cenred nie był jednak zbyt zakłopotany przypadkową
obecnością benedyktyńskiego mnicha w jego grupie poszukiwawczej. Zależało mu na
znalezieniu Edgity i to najchętniej, zanim dotrze do Elfordu, a jeśli nie, to choć w porę, by
udaremnić możliwe szkody. Być może spodziewał się spotkać gdzieś po drodze syna,
śpieszącego, by zapobiec małżeństwu, które mogło zniszczyć jego próżne nadzieje. Przeszli
jednak ponad milę, a noc wokół nich wciąż była pusta.
Posuwali się przez rzadkie zarośla po kępach niewysokiej trawy, gdzie zamarznięty
śnieg leżał zbyt cienką warstwą, by przygiąć zdzbła do ziemi, i mogliby przejść obok
niewysokiego wzgórka przy ścieżce po prawej stronie, gdyby ciemny podkład nie ukazywał
się spod białej koronki śniegu, ciemniejszy niż brunatna zimowa murawa. Cenred przeszedł
obok, ale zatrzymał się nagle, kiedy Cadfael przystanął, i spojrzał tam, gdzie patrzył tamten.
 Szybko, dawać tu pochodnię!
%7łółte światło obrysowało wyraznie kształt ludzkiego ciała leżącego na wznak z głową
odrzuconą od ścieżki, pobielonego warstewką śniegu. Cadfael pochylił się i otarł krystaliczny
welon z odwróconej w górę twarzy, z otwartymi oczami i wykrzywionej w osłupiałym
przerażeniu, i z siwych włosów, z których zsunął się przy upadku kaptur. Leżała na wznak,
ale przechylona lekko w prawo, z ramionami wyrzuconymi szeroko w górę, jakby chroniła się
przed ciosem. Czarny płaszcz ciemniał pod filigranem bieli. Mała plama nad piersią kaziła tę
biel, gdzie wypływająca krew stopiła padające płatki. Trudno było powiedzieć, sądząc po
pozycji ciała, czy była w drodze z domu czy do domu, kiedy powalił ją cios, ale Cadfaelowi
wydawało się, że w ostatniej chwili usłyszała kogoś skradającego się za nią i odwróciła,
podnosząc ręce, by ochronić głowę. Sztylet napastnika, wymierzony z tyłu między jej żebra,
chybił i pogrążył się w piersi. Była martwa i zimna, a mróz przeszkadzał w ustaleniu godziny,
kiedy musiała zginąć.
 Na litość boską! - wyszeptał Cenred. - Tego się nie spodziewałem! Cokolwiek
zamierzała, czemu aż tak?
 Wilki polują nawet w zimie - powiedział ponuro jego rządca. - Chociaż Bóg
jeden wie, jakiego łupu można się tu było spodziewać! I nic nie wzięli, nawet płaszcza.
Wyjęci spod prawa obdarliby ją z szat.
Cenred pokręcił przecząco głową.
 Nie ma takich w tych stronach, mogę przysiąc. Nie, to jakaś inna sprawa.
Zastanawiam się i zastanawiam, w którą stronę szła, kiedy ją zabito!
 Dowiemy się być może, kiedy ją poruszymy rzekł Cadfael. - Co teraz? Nic już dla
niej nie możemy zrobić. Ktokolwiek użył tego noża, znał swój fach i nie trzeba było drugiego
ciosu. A jeśli zostawił ślady, ziemia jest za twarda, by je było widać, nawet jeśli nie przykrył
ich śnieg.
 Musimy ją zanieść do domu - stwierdził posępnie Cenred. - I będzie to straszna
wieść dla mojej żony i siostry. Bardzo ceniły tę niewiastę. Była zawsze lojalna i godna
zaufania przez te wszystkie lata, odkąd moja młoda macocha wprowadziła ją do tego domu.
To nie zostanie bez odwetu. Wyślemy zapytanie, czy dotarła do Elfordu, co o niej wiedzą i
czy słyszeli coś o maruderach grasujących na tych drogach, być może zbiegach z innych
stron. Chociaż w to trudno uwierzyć. Ademar trzyma swoje ziemie silną ręką.
 Czy mam posłać po nosze? - spytał rządca. - Ona waży niewiele i możemy ją
nieść na jej płaszczu.
 Nie trzeba dokładać drogi. Ty jednak, Edre - dzie, bierz tego tu Jehana i idzcie
do Elfordu dowiedzieć się, co oni wiedzą, jeżeli ktoś tam z nią rozmawiał. Nie, wez lepiej
dwóch. Nie chcę, żebyś się narażał, jeśli są tu wyjęci spod prawa.
Rządca przyjął polecenia i wziął jedną z pochodni, by mu oświetlała pozostałą drogę.
Mała żywiczna iskierka malała na ścieżce do Elfordu, aż znikła w nocy. Pozostali zajęli się
ciałem. Podnieśli je, by odpiąć i rozłożyć na ścieżce płaszcz, który miała na sobie. Kiedy
tylko ją podniesiono, jedno przynajmniej stało się jasne.
 Jest pod nią śnieg - powiedział Cadfael. Jej skurczony ślad był ciemny i
wilgotny tam, gdzie bliskie zetknięcie pozwalało ciepłu ciała stopić płatki, ale wszędzie
wokół, gdzie leżały fałdy jej płaszcza, koronka śniegu pozostała. - Upadła już po tym, jak
zaczął padać śnieg. Była w drodze powrotnej.
Była lekka i zwisała im w rękach. Chłód jej ciała brał się z mrozu, nie z
zesztywnienia. Owinęli ją ciasno jej płaszczem i obwiązali dwoma czy trzema pasami i
sznurem od habitu Cadfaela, żeby dać uchwyty dla rąk sługom, którzy ją nieśli. I tak
przenieśli ją z powrotem tę milę z okładem do Vivers.
Domownicy byli jeszcze na nogach, nie mogąc zasnąć, póki się nie dowiedzą, co się
stało. Jedna z dworek zobaczyła małą żałobną procesję wchodzącą w bramę i pobiegła,
zawodząc, do Emmy. Zanim ciało Edgity wniesiono do holu, zebrał się znowu cały gołębnik
panien, tulących się do siebie dla pocieszenia. Emma objęła przewodzenie ze stanowczością
większą, niż można się było spodziewać po tak łagodnej osobie, i zagoniła dziewczęta do
pracy z szorstkością, która powstrzymała je od łez. Przygotowały w jednej z małych izb stół
na kozłach jako mary, układając jak należy ciało, grzejąc wodę, przynosząc nasycone
wonnościami płótno ze skrzyń w holu, by ustroić i przykryć zmarłą. Te pogrzebowe obrzędy
służyły tyleż żyjącym, co zmarłej, zajmując ich ręce i myśli i pocieszając, jeśli coś było
niedokończone lub zle zrobione za życia. Wkrótce pomruk ściszonych głosów z komnaty
pogrzebowej złagodniał, przechodząc od przerażenia i rozpaczy do łagodnego, prawie
kojącego elegijnego zawodzenia.
Emma wyszła do holu, gdzie jej mąż i jego ludzie grzali przy ogniu nogi i rozcierali [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl
  • Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.