[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wracając jeszcze do daremności wysiłków ludzi, którzy pragną nieść pomoc, chciałbym
wspomnieć o jednym znamiennym, szlachetnym wyjątku, mianowicie o Domach doktora
Barnardo. Doktor Barnardo jest łowcą dzieci. Przede wszystkim  łowi" je, dopóki są
jeszcze młode, dopóki się nie ukształtują i nie stwardnieją w wadliwej formie społecznej;
112
potem wysyła je za morza, aby tam wzrosły i rozwinęły się według innych, lepszych
wzorów socjalnych. Do chwili obecnej doktor Barnardo wysłał poza granice kraju 13 340
chłopców, przeważnie do Kanady, i nawet jeden na pięćdziesięciu nie zawiódł jego
nadziei. Wynik zdumiewający, jeśli wezmie się pod uwagę, że ci chłopcy to bezdomne,
nie znające rodziców włóczęgi i podrzutki wyrwane z samego dna Otchłani i że
czterdziestu dziewięciu na pięćdziesięciu wyrasta na ludzi.
Co dwadzieścia cztery godziny doktor Barnardo zabiera ulicy dziewięciu małych
włóczęgów; obrazuje to ogrom jego pola pracy. Ludzie, którzy pragną nieść pomoc,
mogliby się wiele od niego nauczyć. Nie bawi się w żadne półśrodki. Dociera do samego
zródła społecznej nędzy i występku. Przenosi potomków ludzi rynsztoka z ich
zapowietrzonego otoczenia w zdrową atmosferę, gdzie można ich ociosać, ukształtować
tak, aby wyrośli na ludzi.
Gdy ci, którzy pragną nieść pomoc, przestaną się wreszcie bawić w żłobki dziecięce i
wystawy sztuki japońskiej, wrócą do siebie, poznają najpierw własny East End i nauczą
się socjologii Chrystusa, będą się może wówczas lepiej nadawali do poważnego podjęcia
pracy, którą powinni na świecie wykonać. A jeśli wezmą się do tego poważnie, pójdą z
pewnością za przykładem doktora Barnardo, tylko w skali tak wielkiej, jak wielki jest
naród. Nie będą pchać siłą do gardła kobiety, która robi dwanaście tuzinów fiołków za 3/4
pensa, tęsknoty za Pięknem, Prawdą i Dobrem, lecz zmuszą tego kogoś, kto siedzi jej na
karku, by zsiadł i nie pchał się tam więcej. I żeby, jak Rzymianin, poszedł do łazni i
wypocił z siebie ducha wyzysku. Przekonają się wtedy ku własnemu zdumieniu, że sami
będą musieli zlezć z karku tej kobiety i z karku kilku innych kobiet i dzieci  choć
przecież nie mieli pojęcia, że na nich siedzą.
ROZDZIAA XXVII
ADMINISTRACJA
Siedmiu ludzi, pracując szesnaście godzin
na ulepszonych maszynach, mogłoby nakarmić tysiąc osób.
Edward Atkinson
W końcowym rozdziale dobrze byłoby spojrzeć na Otchłań społeczną nieco ogólniej i
zadać cywilizacji kilka pytań; a zależnie od odpowiedzi, cywilizacja albo wyjdzie z próby
zwycięsko, albo padnie. Więc najpierw: Czy cywilizacja poprawiła dolę człowieka? Słowa
 człowiek" używam w jego demokratycznym sensie, mając na myśli człowieka
przeciętnego. A więc nadajmy zdaniu inną formę: Czy cywilizacja poprawiła dolę
przeciętnego człowieka?
Zastanówmy się. Na Alasce, wzdłuż brzegów Yukonu, w pobliżu ujścia, osiadło plemię
Innuitów. Jest to plemię bardzo prymitywne i tylko z trudem można by doszukać się w
nim przebłysków tego potężnego a sztucznego tworu zwanego cywilizacją. Majątek
narodowy Innuitów sięga, być może, dwóch funtów na głowę. %7ływność zdobywają w
drodze polowania i rybołówstwa. Posługują się włóczniami i strzałami o ostrzach z kości.
Innuici nie znają bezdomności. Ich odzienie, zrobione przeważnie ze skór zwierzęcych,
jest ciepłe. Nie brak im nigdy drzewa na opał ani do budowy chat, które wznoszą
częściowo pod ziemią i w których siedzą sobie zacisznie w okresach najdokuczliwszego
mrozu. W lecie mieszkają w przewiewnych namiotach. Są silni, zdrowi i szczęśliwi.
113
Jedyny ich problem to zdobywanie żywności. Przeżywają swoje dobre i złe czasy. W
dobrych czasach ucztują; w złych umierają z głodu. Ale głód jako stan chroniczny
ogromnej części ludności jest im nie znany. A ponadto nie mają długów.
W Zjednoczonym Królestwie nad Oceanem Atlantyckim mieszka naród angielski. Naród
ten jest w najwyższym stopniu cywilizowany. Jego majątek narodowy sięga trzystu
funtów na głowę. Zdobywa on jedzenie nie w drodze polowania i rybołówstwa, lecz
wymyślną i skomplikowaną pracą. Olbrzymia jego większość mieszka w okropnych
warunkach, nie ma drzewa na opał i jest nie dość ciepło ubrana. Znaczna część ludności
nie ma w ogóle mieszkań i tuła się bez dachu nad głową, pod gwiazdami. Wielu jest
takich, którzy zimą i latem drżą w swych łachmanach na ulicach. Przeżywają dobre i złe
czasy. W dobrych czasach większość potrafi jakoś zdobyć dostateczną ilość pożywienia,
w złych czasach umierają z głodu. Umierają w tej chwili, umierali wczoraj i w zeszłym
roku, będą umierali jutro i w przyszłym roku  z głodu; w przeciwieństwie bowiem do
Innuitów żyją w warunkach chronicznego głodu. Naród angielski liczy 40 000 000, a z
każdego tysiąca 939 osób umiera w nędzy, podczas gdy 8 000 000 boryka się nad
stromą krawędzią głodu. A dalej, każde dziecko, które się rodzi, obciążone jest długiem
wysokości 22 funtów. Przyczyną tego jest cudaczny twór, zwany długiem narodowym.
Jeżeli porównamy przeciętnego Innuitę z przeciętnym Anglikiem, przekonamy się, że
życie obchodzi się łagodniej z Innuitą; że Innuita przymiera głodem tylko w czasach
złych, natomiast Anglik przymiera głodem również w czasach dobrych; że żadnemu
Innuicie nie brak opału, odzienia i dachu nad głową, natomiast Anglik cierpi nieustannie
od tych braków. Warto powołać się tu na zdanie człowieka tej miary, co Huxley. Na
podstawie doświadczeń zdobytych w East Endzie, gdzie pracował jako urzędnik służby
zdrowia, oraz badań naukowo-odkrywczych wśród dzikich ludów, Huxley stwierdza:
 Gdybym stanął wobec takiej alternatywy, wolałbym z pewnością życie dzikich niż życie
tych ludzi w sercu chrześcijańskiego Londynu".
Podstawowe dobra, z których człowiek korzysta, są wytworem pracy ludzkiej. A skoro
cywilizacja nie zdołała zapewnić przeciętnemu Anglikowi tej ilości jedzenia i pomieszczeń [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl