[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przykryte gęstą szarą mgłą, czerpała niezdrową radość zzakłopotania Lisbeth.
Jej towarzyszka odłożyła delikatnie łyżeczkę, trafiając dokładnie wto samo
miejsce, skąd ją wzięła. Zapewne pragnęłaby to samo uczynić zPhoebe. Odstawić ją na
swoje miejsce.
 Wiesz, one działają trochę& pochopnie. Mam na myśli siostry Silverton.
Och, oczywiście, że wiem, pomyślała Phoebe wprzypływie lekkomyślnego
zadowolenia. Inic nie odpowiedziała. Znowu zapadła cisza.
 Akiedy pójdziesz na te bale, to& będziesz tańczyć?
Nie, trzymać twoją torebkę.
 Przypuszczalnie.
Lisbeth wpatrywała się wnią intensywnie. Ichociaż na jej alabastrowym czole nie
pojawiła się najmniejsza zmarszczka, zamyślone oczy zdradzały, że stara się, podobnie
jak wczorajszej nocy wicehrabia Waterburn, zobaczyć Phoebe winnym świetle. Nie jako
damę do towarzystwa, nauczycielkę, osobę, której wydawała polecenia iod czasu do
czasu okazywała wielkopański gest, ale taką, która otrzymywała pożądane przez
wszystkich zaproszenia. Ich światy istniały dotąd równolegle. Nie przecinały się
wżadnym punkcie. Dla Lisbeth było to oczywiste prawo natury.
W swoich myślach itak będę nauczycielką do końca życia, pomyślała Phoebe.
 Będzie mi bardzo przyjemnie spotkać się ztobą wLondynie  oznajmiła wkońcu
Lisbeth.  Będziemy się doskonale bawić! Ale czy masz odpowiednią garderobę?
Obrzuciła Phoebe uważnym spojrzeniem, które nie przeoczyło najmniejszego
zniszczonego kawałka jej sukni ani żółknącej koronki przy kołnierzyku, ani minimalnie
postrzępionego rąbka spódnicy. Wułamku sekundy spłynęła na nią obezwładniająca litość
nasycona pogardą, która chwilę pózniej zniknęła ztwarzy Lisbeth, ustępując miejsca
sympatii.
Och, świetna robota, Lisbeth, miała ochotę powiedzieć. Phoebe podejrzewała, że
to spojrzenie należało do stałego arsenału Lisbeth, ale nigdy wcześniej nie zostało użyte,
awkażdym razie nie przeciwko niej. Trzeba przyznać, że było skuteczne. Wszyscy
Redmondowie zdawali się posiadać wrodzony dar zastraszania iosądzania innych lekkim
uniesieniem brwi lub trwającym ułamek sekundy twardym spojrzeniem doskonale
pięknych oczu.
Charakter Phoebe został jednak wykuty ztwardej stali. Była poruszona, ale nie
pokonana.
 Powiedziały, że nie muszę się martwić oodpowiednią garderobę  odpowiedziała
spokojnie.
 Każdy się oto martwi, kiedy jedzie do Londynu  oznajmiła Lisbeth zabsolutną
powagÄ….
W tym momencie do jadalni wszedł niepewnym krokiem Jonathan, który
zhałasem opadł na krzesło. Oparł brodę na dłoni, adrugą sięgnął po srebrny dzbanek,
zamknął oczy, wycelował do filiżanki iprzechylił naczynie zkawą. Izaczął nalewać.
Nalewał, nalewał inalewał bez końca.
Kawa spłynęła kaskadami znad brzegu filiżanki, zmoczyła spodeczek iobrus.
Jonathan przysnÄ…Å‚.
 Jonathan!  krzyknęła piskliwie Lisbeth.
Otworzył gwałtownie oczy, spokojnie wyprostował dzbanek ispojrzał zpewnym
zdziwieniem na wypełniony po brzegi spodek imokry obrus.
 Nie piszcz tak, Lisbeth. Głowa mi pęka.  Odstawił delikatnie dzbanek, potarł
oczy iszeroko ziewnął.  Może mi pani podać cukier, panno Vale?  poprosił bardzo
uprzejmie, głosem ochrypłym od tytoniu, wypitego alkoholu iokrzyków wznoszonych
podczas gry wrzutki wgospodzie Pod Zwinką iOstem, gdzie spędził kilka radosnych
godzin po wczorajszym balu.
Phoebe popchnęła cukiernicę wjego kierunku.
 Wielkie dzięki  powiedział zwielką powagą, po czym wrzucił do filiżanki trzy
kostki.
Do stołu podeszła gospodyni, która zamarła zoburzenia, widząc utopiony wkawie
spodek ibrunatną plamę na śnieżnobiałym obrusie.
Zręcznie uniosła spodek izabrała go, nie roniąc ani kropli, po czym postawiła
nowy.
Chwilę pózniej wróciła zpółmiskiem śledzi istanęła za Jonathanem. Ten otworzył
szeroko oczy, gdy dotarł do niego zapach jedzenia, po czym zrobił się biały jak obrus.
Zasłonił usta dłonią jak omdlewająca panienka.
 Czy ma pan ochotę na śledzika, panie Jonathanie? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl