[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mógł się zdecydować. Każdy kolejny człowiek, na jakiego spojrzał, wydawał
się bardziej interesujący i smakowitszy niż poprzedni. Zlina kapała mu z
pyska i moczyła poszarpane resztki koszuli należącej niegdyś do Lawrence'a
Talbota.
Aberline i Carter wypadli z labiryntu alejek. Dostrzegli sporÄ… grupÄ™
policjantów. Kiedy konstable zauważyli inspektora, skręcili, żeby przeciąć mu
drogÄ™.
- Carter, wez połowę ludzi... zbierz też wszystkich innych, których dasz radę i
staraj się bronić ulic i ludności. Bestia może zaatakować wszędzie. Reszta
idzie ze mnÄ….
Osiem przecznic dalej pewien konny policjant pośrodku Leicester
Square niecierpliwymi ruchami usiłował kierować ruchem. Nie wiedział
jeszcze o zbiegłym stworze, więc niezrozumiały tłok i panika zbiły go z tropu.
Pozostała mu ledwie godzina służby, a nie lubił, kiedy na sam koniec dnia
pojawiały się problemy.
Stara kobieta z mozołem szła przez plac. Ostrożnie stawiała
powykręcane artretyzmem nogi i wykrzywiała z bólem twarz. Zablokowała
ruch karet i powozów.
- No dalej! - ponaglił policjant. - Nie zatrzymywać ruchu!
Kobieta spojrzała na niego z wyrzutem. Nagle otworzyła
szeroko oczy i jeszcze szerzej usta i zamarła w niemym, przerażonym O".
- Co ty wyprawiasz, ty stara...
Policjantowi nie było dane zobaczyć wielkiego kłębu mięśni, kłów i
pazurów, który runął na niego z dachu stojącej niedaleko zegarowej wieży.
Poczuł szarpnięcie, a potem świat zawirował dookoła i zgasł.
Kwiaciarka usłyszała krzyk, a potem głuche łupnięcie. Odwróciła się w
chwili, kiedy coś wyrżnęło w jej wózek. Jakaś inna rzecz uderzyła ją w pierś.
Upadła na plecy, a pocisk potoczył się na suknię między jej rozłożone nogi.
Usiadła i wpatrywała się w niego, nie mogąc pojąć, że patrzy na urwaną
głowę policjanta. Jej wzrok padł na oczy mężczyzny. Ku swemu zaskoczeniu
zobaczyła w nich iskierkę życia. Zaszokowana odwróciła się i popatrzyła na
ciało mundurowego, wciąż w siodle, wyprostowane, unoszone galopem przez
spłoszonego konia. Potem wróciła do głowy na swoich kolanach. Wtedy
wydarzyło się coś niemożliwego - policjant otworzył usta do krzyku. Ale nie
mógł już krzyczeć.
Kobieta wrzasnęła za nich oboje, kiedy skąpany we krwi potwór
podniósł się z resztek jej wózka i zwrócił do niej ociekający pianą pysk.
Aberline dostrzegł światła lokalnego posterunku policji. Ruszył w jego
stronę, nie przestając gwizdać. Ze środka wysypało się kilku konstabli i po
schodach ruszyli mu na spotkanie. Na czoło wysunął się potężnie zbudowany
sierżant i uniósł rękę, żeby go zatrzymać.
- Co się dzieje? - zapytał nieprzyjemnym głosem, ale Aberline machnął mu
przed oczyma odznakÄ… inspektora.
- Sierżancie, natychmiast wysłać telegram do centrali.
Rozdać wszystkim broń.
- Ale po co, sir?
Jakby w odpowiedzi na to pytanie, nieziemskie wycie rozdarło noc i
odbiło się echem od otaczających ich budynków. Zupełnie jakby Londyn
zaatakowała wataha piekielnych potworów.
- Natychmiast! - ryknÄ…Å‚ Aberline.
Wierzchowiec martwego policjanta pędził galopem środkiem ulicy.
Bezgłowy jezdziec wciąż siedział wyprostowany w siodle. Jezdzieckie buty
tkwiły w strzemionach, a wodze zawinęły się wokół nadgarstków. Widok był
przerażający, jak ożywiona rycina z jakiegoś horroru. Przechodnie - czy to
mężczyzni, czy kobiety, ze wstrętem i obrzydzeniem odskakiwali, kiedy ich
mijał. Koń biegł w stronę parku, rżąc i kwicząc. Jego śladem na czterech
łapach gnał wilkołak.
Kiedy tłum zobaczył ten dziwaczny pościg, zaczął uciekać, jakby bestie
z czeluści piekieł szturmowały ich świat przez otwarte na oścież bramy.
Jasne światła, muzyka i przytłumione śmiechy przyciągnęły uwagę
wilkołaka. Stworzenie zwolniło, całkowicie zapominając o uciekającym koniu
i bezgłowym ciele w siodle. Potem stanęło na tylnych łapach i uważnie
węszyło, szukając w powietrzu zapachu krwi i mięsa. Zwierzęce uszy słyszały
bicie licznych serc i szum krwi w żyłach. Stwór zmarszczył pysk i obnażył
kły, a gęsta ślina skapywała z jego dziąseł na trawę.
Wilkołak ruszył za nowymi dzwiękami, wabiony blaskiem zza drzew.
Zatrzymał się kilkanaście jardów od połyskujących ścian konserwatorium.
Badał otoczenie i zastanawiał się nad najlepszym sposobem ataku. Nagle
zaburczało mu w brzuchu. Głód stawał się nieznośny. Podniósł ramię i zlizał
posokę pokrywającą je aż do łokcia. Krew wciąż była słodka, ale już zimna. O
niebo lepiej smakowała, gdy parowała, gorąca i świeża... Tyle jej było przed
nim, rozgrzanej, wspaniałej, skrytej wewnątrz tych błyszczących ścian.
Wilkołak wykrzywił pysk w drapieżnym uśmiechu.
Linie telegraficzne w całym Londynie były rozgrzane do białości
krążącymi po nich informacjami. Oficerowie policji otwierali zbrojownie i
tuzinami wydawali pistolety i strzelby.
Aberline gonił bestię na piechotę. Przywołany falą przerażonych
okrzyków poprowadził swój niewielki oddział w kierunku parku. Daleko
przed nimi, po drugiej stronie rozległego terenu, błyszczał w mroku budynek
konserwatorium. Poczuł, że zamiera mu serce. Dziś wieczór odbywał się tam
bal maskowy, na którym miała się zjawić połowa śmietanki towarzyskiej
Londynu.
Biegnąc, błagał Boga, żeby pozwolił mu dotrzeć tam na czas. Ale
wiedział, że mu się nie uda.
45
Przykryty szklaną kopułą budynek konserwatorium udekorowano na
dzisiejszy wieczór jak bajkowy pałac setkami maleńkich świeczek ukrytych w
kolorowych lampionach, zielonych girlandach i sznurach proporczyków.
Wewnątrz stoły uginały się pod ciężarem potraw przygotowanych dla
najbardziej wybrednych podniebień: rzędem stały misy parujących
kasztanów, piramidy błyszczących jabłek i gruszek, pół tuzina gatunków
winogron, srebrne tace z łososiem i pstrągiem, które przybrano ananasem i
cytryną, świniaki pieczone w całości, tłuste gęsi tonące w gęstych sosach,
nadziewane cebule, a pośrodku pieczone cielę - czerwone i smakowite.
Setki ludzi tłoczyły się w głównej sali; każdy w innym kostiumie. Pirat z
drewnianą nogą i opaską na oku spacerował pod ramię z Kleopatrą. Satyr
rozprawiał o polityce z Apollem, król Henryk VIII przekomarzał się z
Merlinem. Król Artur i sir Francis Drakę walczyli o względy Marii Anotniny, a
Bachus siedział w kącie i coraz bardziej pijany raczył się alkoholem z
Wiliamem Wallace'em. Na parkiecie wirowały postaci z mitologii celtyckiej,
większość greckich i rzymskich bogów i sześć Tam Lin, z których każda
usilnie się starała nie zauważać pozostałych. Kostiumy kosztowały fortunę i
choć niektóre były bardziej wymyślne niż inne, wszystkie były niezaprze-
czalnie piękne. Część gości siedziała naprzeciwko podwyższenia zajętego
przez orkiestrę. Reszta przechadzała się tam i z powrotem, wychodziła
zaczerpnąć świeżego powietrza i siadała przy niewielkich stolikach z
talerzami pełnymi jedzenia albo zbijała się w większe grupki, żeby
podyskutować na jakiś temat.
Wino lało się jak krew niebios, a oklaski jak grzmot przetaczały przez
salę, gdy orkiestra skończyła kwintet klarnetowy b-mol, opus 115, najnowsze
dzieło Johannesa Brahmsa.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- tlonastrone.pev.pl
Carroll_Jonathan_ _Vincent_Ettrich_TOM_02_ _Szklana_zupa
Amsbary, Jonathan [Cyberblood Chronicles 02] Kit [pdf]
Jonathan Carroll Kości księżyca
Hollanek Adam Jeszcze trochć™ pośźyć‡
Blish James Latajć…ce miasta 1 Bć™dć… im śÂ›wiecić‡ gwiazdy
Lawrance Kim Przystanek w Madrycie
GK Chesterton Father Brown 2 Wisdom of Father Brown, The