[ Pobierz całość w formacie PDF ]

trzy. Czterej pozostali, w tym ku własnemu zdumieniu Ziegler, otrzymali po jednym głosie. Roy
rozejrzał się po sali. Któż to głosował na niego? Panowało ogólne skupienie, ale daleko było
jeszcze do największych emocji. Silvestri uśmiechał się chytrze, Landley rozkoszował fajką.
Owsiejenko głaskał łysinę, Lamais bębnił palcami po stole, a Van Buren siedział nieruchomo,
zapatrzony wodnistymi oczami gdzieś w lewy górny róg salonu, wysoko ponad głową Zieglera.
- Przerwa skończona, druga tura - powiedział Pak. - Oznaczało to, że każdy ze znajdujących
się na sali miał teraz prawo, obok własnego głosu, przekazać cały zasób punktów otrzymanych w
pierwszej turze na wybranego kandydata, ergo Ziegler miał obecnie do dyspozycji dwa głosy,
podczas gdy Van Buren dwadzieścia cztery.
- Druga tura - powtórzył Pak Dang.
Już po chwili pojawiły się wyniki: - Van Buren - czterdzieści sześć, Lamais - dwadzieścia
dwa, Kornacki - dwadzieścia jeden, Landley - trzynaście, Owsiejenko - sześć.
Umiarkowane zaskoczenie - najwyrazniej Owsiejenko, wiedziony słowiańską solidarnością,
przerzucił otrzymane głosy na Kornackiego. Natomiast odpadający z dołu listy zrzucili posiadany
drobiazg na Landleya. Ziegler rozglądał się po kandydatach, Van Buren pozostawał
nieprzenikniony, na twarzy Lamaisa igrał uśmiech rozbawienia - jak wtedy podczas pokera,
Landley wydawał się być zaskoczony.
- Trzecia tura!
Najwyższy czas aby wygrał Afrykaner, zdecydowany faworyt elekcji. Chociaż, powiedzmy
otwarcie, wielu naukowców miało już dość tego niedostępnego, nieprzekupnego starca. Toteż
wyniki mogły zastanawiać:
- Van Buren - sześćdziesiąt pięć, o cztery głosy mniej, niż można by przewidywać,
Kornacki - czterdzieści dziewięć , Landley - trzydzieści dwa, Lamais - osiemnaście.
Po sali poszedł szum. Bilans się zgadzał i wszystko wskazywało na to, że Lamais ustąpił
pola przekazując swój dorobek dotychczasowemu outsiderowi. Silvestri niedbale spojrzał na
zegarek. Piętnasta dwadzieścia siedem; siedzący obok Ziegler popatrzył zaniepokojony na
cybernetyka. Na jego ustach wprawdzie igrał uśmiech, ale na czoło wystąpiły kropelki potu. Aż tak
pasjonowała go rozgrywka? A może wiedział coś, czego inni nie wiedzieli? Przybiegł na wybory
jako jeden z ostatnich, wprost z laboratorium. Teraz Roy przeniósł wzrok na Virena. Tęgi Fin
wydawał się drzemać. Powieki miał półprzymknięte, ale grube palce zaciskał kurczowo na
kalkulatorku. Po lewej stronie Kornacki pił długimi łykami drinka, którego podsunął mu usłużnie
automatyczny barek. Obok niego Lamais kreślił jakieś hieroglify na kartce wyrwanej z notatnika.
W środku sali Landley rozglądał się dokoła, sprawiając wrażenie człowieka obudzonego ze snu,
który usilnie pragnie dociec kto i dlaczego na niego głosuje? Gęsty papierosowy dym mimo
znakomitej klimatyzacji podrażnił gardło Zieglera. Odkaszlnął i zamyślił się głęboko: Cóż tak
denerwowało Silvestriego?
Burza sprzyjała atakującym. Wiatr wzmógł się jeszcze bardziej, oscylując już na pograniczu
huraganu. Pięć minut po gazowym eksperymencie, gdy Barbara zablokowała system alarmowy
wartowni, Denningham, Lenni Wilde, albinos z Rijksveld oraz czarny Bob, bezkarnie wdarli siÄ™ do
wnętrza. Młody Polak pozostał przy Hindusie. Ten nie mógł wprawdzie mówić, ale jeszcze w
czasie lotu naszkicował przypuszczalny plan obiektu zewnętrznego i przekazał najważniejsze
informacje o samym Ogrodzie. Szturm rozegrał się błyskawicznie. Granaty gazowe
unieszkodliwiły kolejno: drugą zmianę wartowników zgromadzoną w kantynie, potem obsługę
działek i rakiet przeciwlotniczych oraz radiostację. Burt nalegał na oszczędzanie ludzi. Lenni
krzywił się, ale okazał posłuszeństwo.
- Co teraz? - Barbara spojrzała na Denninghama. Ten przypatrywał się zegarkowi.
Dochodziło wpół do czwartej. Według Hindusa cały skład naukowców pochłonięty winien być
teraz comiesięcznymi wyborami. Kibicował im również nadzór.
Była to okoliczność sprzyjająca. Wśród pięciu najsposobniejszych dni i pór ataku na
Ośrodek, które Silvestri zaproponował przed ucieczką Hindusowi, ta - stanowiła termin
najdogodniejszy. Jak jednak miano dać znać konspiratorom, że sojusznik jest już w twierdzy?
Lenni Wilde przyprowadził ocuconego dowódcę. Major toczył dookoła błędnym wzrokiem,
ale nie wyglądał na człowieka gotowego na śmierć.
- Ile metrów ma ten mur? - zapytał Denningham, uderzając w żelbetową ścianę.
- Nie wiem - padła odpowiedz. - Ja go nie budowałem.
- Jak można się dostać do drugiego kręgu?
- W ogóle nie można!
- Popracuję nad nim, szefie - zaofiarował się Lenni, szturchając lufą oficera.
- Niech pan uspokoi tę pokrakę - wybuchnął nieoczekiwanie dowódca. - Jedyne, co możecie
zrobić, to złożyć broń. Nie macie żadnych szans! Drugi krąg wie już o waszym ataku, za chwilę
zjawiÄ… siÄ™ tu nasi spadochroniarze...
- Skąd ta pewność?
- Kamery - wzruszył ramionami major - cały czas jesteśmy na podglądzie drugiego kręgu.
Myśleliście, że nadzoruje on tylko pierwszy? I to błąd. Jesteście jak na widelcu. Nawet gdyby tam
wszyscy spali, komputer sam zanalizuje dane i przekaże je do Centrali.
Wilde zrobił głupią minę i odstąpił krok.
- Blefujesz? - rzucił Denningham.
- Poczekajcie kilka minut!
- Tak, to musi być blef - nieoczekiwanie wtrąciła się Barbara. Przecież jeśli obserwacja
nadzoru funkcjonowała cały czas należycie, widziano by już moją akcję i na pewno ostrzeżono by
resztę, zanim wy wkroczylibyście na teren...
- Co pan na to, majorze? - syknÄ…Å‚ Lenni.
A zatem zostało tylko trzech kandydatów. Rosły emocje.
- Czy koledzy pragną przerwy, czy głosujemy dalej? - zapytał przewodniczący. Burza
impulsów przeleciała przez ekran, przekształcając się w cyfry: pięćdziesiąt dwa głosy przeciw
przerwie, dwa za.
- Ciekawe - pomyślał Ziegler - kto ma powody, aby proponować przerwanie rozgrywki w
tak emocjonującym momencie? - Spojrzał na Silvestriego. A potem podążył za jego wzrokiem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl