[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Czy nie można tej wyprawy odłożyć?
 Nie. Zemsty musimy dokonać czym prędzej.
 Dobrze. Sześciu mi wystarczy.
Wylosowano więc dwu wojowników, bo nikt nie chciał iść dobrowolnie. Woleli jechać do
Meksyku po bogate dary niż wracać ze wstydem i hańbą do rodzinnych siedzib. Pozostałych sześciu
wybrało spomiędzy siebie starszego. Rozstawszy się z dwoma wysłannikami, udali się na
poszukiwanie wierzchowca dla hrabiego.
Wysłannicy zamiast udać się wprost na północ, postanowili pojechać drogą okrężną, by uniknąć
spotkania z wrogiem. Skręcili ku południowemu stokowi góry El Reparo. I właśnie tu spotkało ich to,
czego chcieli uniknąć.
Vaquerowie, ograbiwszy zwłoki Indian z broni, rzucili je na pożarcie krokodylom. Po czym
wszyscy wsiedli na konie, by wracać do hacjendy. W chwili gdy wyjechali z lasu i mieli właśnie
skręcić w dolinę. Niedzwiedzie Serce zatrzymał się nagle.
 Uff!  zawołał, wskazując przed siebie.
 To Komańcze!  rzekł Bawole Czoło.
 Pojmiemy ich!
 Trzeba ich wziąć żywych. %7łwawo, przygotujcie lassa! Kiedy Komańcze zbliżyli się,
vaquerowie wypadli z lasu.
Indianie stanęli jak wryci, po czym spięli konie do ucieczki. Nie dali jednak rady. Schwytano ich
po niedługim pościgu, choć bronili się z całych sił, a nawet zranili kilku vaquerów.
Niedzwiedzie Serce podszedł do nich i rzekł:
 Jeżeli nie odpowiecie na nasze pytania, zdejmiemy wam skalpy i powiększycie liczbę ofiar,
pożartych przez krokodyle.
Wzdrygnęli się na myśl o śmierci, jaką zginął ich wódz. Jeden z nich zapytał:
 Co chcesz wiedzieć?
 Ilu was pozostało przy życiu?
 Ośmiu.
 Gdzie tamtych sześciu?
 Zostali przy hrabi.
 A gdzie on jest?
 Tego nie wiemy.
Wódz Apaczów wyciągnął nóż.
 Jeżeli nie powiecie prawdy, żywcem zedrę wam skórę z głowy.
 A jeżeli powiemy?
 Umrzecie śmiercią mniej bolesną i szybszą.
 Czy zostawisz nam skalpy i pochowasz nas z broniÄ…?
 Uczynię to, chociaż nie zasłużyliście, wy psy przeklęte!
 Pytaj więc dalej.
Dzicy wierzą, że bez skalpu, bez broni, bez prawdziwego pogrzebu nikt nie przedostanie się do
Wiecznych Ostępów.
 Gdzie jest hrabia?
 Udał się na pastwiska bladych twarzy, aby tam ukraść dla siebie konia. Pózniej chce się
dostać do Meksyku, dokąd go ma odprowadzić tych sześciu naszych, których wziął do obrony.
 Co im za to obiecał?
 Strzelby, noże, proch i drogocenne kamienie dla ich squaw.
Bawole Czoło potrząsnął głową.
 Hrabia nie potrzebuje takiej opieki. Mógłby przecież znalezć ją wśród białych. Albo to
jeszcze większy tchórz, aniżeli przypuszczam, albo też nosi się z jakimiś tajemniczymi zamiarami.
Mówicie prawdę?
 Nie kłamiemy.
 W jakim kierunku ruszyli?  Prosto na wschód.
 Gdzie rozstaliście się z nimi?
 Tam gdzie na wschodzie góra dotyka doliny.
 Spotkaliście go podczas ucieczki, gdy wracał z doliny?
 Tak.
 Wiem już, gdzie był. Znajdę jego ślad. Odpowiedzieliście na wszystko. Zginiecie szybką
śmiercią.
Po tych słowach podniósł dwururkę i przestrzelił głowy obydwóch; nawet nie drgnęli na widok
luf.
 Sanchez i Juanito  rzekł Apacz  przysypiecie tych Komanczów kamieniami, chcę bowiem
dotrzymać słowa. My zaś pójdziemy tropem hrabiego, może uda nam się pochwycić zdrajcę.
Bystry wzrok Bawolego Czoła i Niedzwiedziego Serca odnalazł z łatwością ślady hrabiego i
jego towarzyszy. Wiodły one ku pastwiskom, których nikt nie pilnował, bo wszyscy vaquerowie
znajdowali się jeszcze w hacjendzie. Zlady świadczyły, że schwytano jednego konia, a następnie
hrabia wraz z Indianami udał się w kierunku południowym.
Szli po siadach jeszcze jakąś godzinę, po czym Bawole Czoło rozkazał się zatrzymać.
 Dalej nie pójdziemy  powiedział.  Jesteśmy potrzebni w hacjendzie. Wiemy już, że hrabia
udał się w kierunku Meksyku. Nie ujdzie nam. Znajdziemy go, choćby się skrył pod ziemię.
Wrócili do hacjendy. Tam życie płynęło juz normalnym trybem. Vaquerowie uprzątnęli zwłoki
Indian i znieśli szańce, usypane przed najazdem. Don Pedro powitał ich radośnie.
 Dzięki Bogu, że przybywacie! Już byliśmy o was niespokojni. Jak się udało?
 Czarny Jeleń nie żyje  odparł Bawole Czoło.
 A inni?
 Zginęli. Uszło 2 życiem tyko sześciu.
 DokÄ…d siÄ™ udali?
 Do Meksyku. OdprowadzajÄ… hrabiego. Lecz i oni nam nie umknÄ….
 A więc sądzicie, że teraz jesteśmy bezpieczni?  zapytał don Pedro.  %7łe możemy wieść
spokojne życie? Ale co zrobimy z trupami, gdzie je pogrzebiemy?
Przez twarz Bawolego Czoła przemknął tajemniczy uśmiech.
 Nie będziemy zanieczyszczać powietrza hacjendy. Najlepiej pochować je w pobliżu góry El
Reparo. Czy mogę zatrzymać jeszcze na dziś dwudziestu vaquerów? Z ich pomocą pochowam
zmarłych.
 Skoro jesteś pewien, że nic już nie grozi hacjendzie, zatrzymaj ich.
 Co siÄ™ dzieje z naszym bratem, Piorunowym Grotem?
 Leży wciąż bez przytomności.
 Trzeba zajrzeć do niego.
Obaj wodzowie weszli do domu. Bawole Czoło zaprowadził Niedzwiedzie Serce do pokoju
swojej siostry, w którym złożył był złoto i klejnoty przeznaczone dla Ungera. Karia leżała w hamaku,
patrząc nieruchomo przed siebie. Na widok wchodzących zerwała się i zapytała:
 Przybywacie jako zwycięzcy? A on? Czy go już mają krokodyle?
 Nie!  zaprzeczył Bawole Czoło, przyglądając jej się badawczo.
 Nie? Więc uniknął zasłużonej kary?
Bawole Czoło był rad, że Karia myśli nie o miłości, tylko o zemście.
 Te psy Komańcze  rzekł  uwolniły go. Na jego miejscu powiesiły brata mego, wodza
Apaczów, który cudem tylko uniknął śmierci.
Indianka obrzuciła Niedzwiedzie Serce zdumionym spojrzeniem. U jego pasa wisiało kilka
nowych skalpów. Karia popatrzyła z zachwytem na piękną, męską postać Apacza, a na myśl, że
krokodyle mogły go rozszarpać, doznała dziwnego, nie znanego jej dotychczas uczucia.
Przygotowano na podstawie bookini.pl [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl