[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Niech pan nie opowiada bzdur!
 Mówię prawdę!
 Czy francuski oficer tak łatwo daje się skrępować i powalić na ziemię?
 Niespodziewanie uderzono mnie w głowę, tak że straciłem przytomność.
 Bywa, gdy ktoś ma za mało siły w pięściach, udało się pana nawet rozebrać. Dlaczego?
 Tego nie wiem. Proszę mnie uwolnić z więzów.
 Spokojnie, mój kochany. Na to przyjdzie czas pózniej. Przede wszystkim chciałbym się
dowiedzieć, co to wszystko ma znaczyć. Co to za ubranie?  wskazał na leżące obok ciuchy.
 Pewnie mój mundur.
 Aadny mundur. Miał pan szpadę?
 Naturalnie.
61
 CzapkÄ™?
 Też.
 A tu leży stary kapelusz, powykrzywiane buty i znoszone cywilne ubranie.
 Do diabła! To nie moje.
 Tak, a czyje?
 Pewnie tego, który mnie napadł.
 Czyli, że on ubrał pański mundur.
 Najprawdopodobniej.
 Niech pan nie zmyśla.
 Mogę przysiąc, że to prawda.
 Proszę opowiedzieć, jak to się stało.
 Wracałem z restauracji, kiedy spotkałem tego człowieka.
 Czego chciał od pana?
 Spytał mnie, czy nie jestem kapitanem, jakimś tam... nie pamiętam nazwiska.
 I co dalej?
 Powiedziałem, że nie znam nikogo, o takim nazwisku.
 A co on na to?
 Podszedł bliżej i uderzył mnie w głowę, tak że straciłem przytomność.
 Do diabła! Taki cios potrafią zadać tych prawdziwi ludzie prerii, a i ubiór wygląda
znajomo.
 Nie wiem o czym pan mówi, proszę mnie rozwiązać.
Sępi Dziób jakby nie słyszał, zaczął się głęboko nad czymś zastanawiać, nagle zawołał:
 Do diabła! A to dopiero może być historia.
 Co takiego?
 Gdzie pana napadł? Może w pobliżu więzienia?
 Tak.
 Masz babo placek. To musi być ten sam. Co za głupota, że nie potrafiliśmy go złapać!
Poleż sobie tu jeszcze kochasiu ja zaraz wrócę.
Pobiegł w kierunku więzienia, przy bramie gwałtownie zadzwonił.
 Kto tam?
 Sępi Dziób.
 Nie znam nikogo takiego!
 Nie szkodzi, otwórz tylko.
 Nie wolno mi.
 Dlaczego?
 W nocy mogę do środka wpuścić tylko urzędników.
 Ale ja już tu dziś byłem.
 Kiedy?
 Przyprowadziłem dwóch więzniów.
 Tak, razem z sędzią śledczym.
 A mnie samego nie wpuścicie?
 Nie.
 Na pewno?
 Oczywiście.
 Niech to diabeł porwie. Nawet nie mogę opluć tego draba, bo brama przeszkadza. A czy
ci dwaj więzniowie, których przyprowadziliśmy, są tutaj jeszcze?
 Nie.
 Do stu piorunów! Masz babo placek! A gdzie są?
 U gubernatora.
 Co tam robiÄ…?
62
 Tego nie wiem.
 Czy przyszedł po nich jakiś oficer?
 Tak.
 Francuski kapitan?
 Tak.
 A jego wpuściliście?
 Jak najbardziej.
 Ha! To drabów wpuszczacie do więzienia, a porządnych ludzi nie. Ten łotr nie był
oficerem, to zwyczajny oszust. Twoja głupota sięga najwyższych gór. Widać nie wiedzieli, co
z takim kretynem zrobić i dlatego pilnujesz więzienia.
 Stać!  zawołał wartownik i zaczął przekręcać w zamku klucz.  Stać, teraz może pan
wejść! Proszę do środka.
 O serdeczne dzięki! Dlatego, że powiedziałem panu parę słów prawdy to chce mnie pan
wpuścić, pewnie po to aby mnie aresztować. Dziękuję za taką łaskę. Teraz ja nie chcę. Do
widzenia, ośle!
Zniknął w bocznej uliczce i powrócił do obrabowanego oficera.
 Nareszcie pan wrócił  zawołał ten z niecierpliwością.  Myślałem, że pan zupełnie mnie
już opuścił.
 Co to, to nie. Chciałem się tylko dowiedzieć, czy mówił pan prawdę.
 No i co?
 Dowiedziałem się, że rzeczywiście jest pan francuskim oficerem.
 Proszę więc, aby w końcu uwolnił mnie pan z tych więzów.
 Chętnie, ale nie w tej chwili.
 A Boże! A to dlaczego?
 Bo inaczej nie złapaliśmy tego łotra.
 Jakiego Å‚otra.
 Tego, który pana obrabował.
 Jeżeli pan wie gdzie on jest, to proszę mnie rozwiązać, we dwójkę łatwiej go schwytamy.
 O nie. Ja przecież nie wiem, gdzie on jest, ale jestem święcie przekonany, że tu powróci.
 Naprawdę? W takim razie musi mnie pan uwolnić.
 Przeciwnie, muszę raczej z powrotem pana zakneblować.
 Po co?
 Aby miał wrażenie, że tutaj nic się nie zmieniło. Musi mieć wrażenie, że nikt pana nie
widział.
 Nie rozumiem.
 Wystarczy, że ja rozumiem. Dobrze znam traperów i wiem jak postępują.
 A jeżeli mnie jeszcze raz uderzy?
 Tego nie zrobi, pan mu przecież nic nie zawinił. Potrzebował tylko pańskiego munduru,
dlatego pana uderzył, niedługo przyniesie go z powrotem.
 To niech pan zawoła policję, łatwiej go pan schwyta.
 Tego nie mogę zrobić, gdyż nie wiem jeszcze co to za ptaszek. Może jeszcze zostaniemy
przyjaciółmi.
 Co, z takim rzezimieszkiem?
 A dlaczego nie?
 Bo ten łotr musi zostać ukarany.
 Zobaczymy... cicho, słychać jakieś kroki.
 Gdzie?
 Tam, w tej ciemnej uliczce. Dwóch, nie trzech idzie. Prędko, chustkę do ust. Udawaj
pan, że nadal jesteś nieprzytomny.
63 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl