[ Pobierz całość w formacie PDF ]

znalezć wykwalifikowanego asystenta.
 Och...  pokiwała głową Josey.  Poczekaj, ja to zrobię  dodała pośpiesznie,
widząc, że Vi zabiera się do sprzątania.
 Siedz na miejscu  nakazała Vi.  Twój przegub musi się jeszcze wygoić.
Poczekaj, aż lekarz powie, że już można zdjąć gips.
 Nie cierpię siedzieć i patrzeć, jak inni pracują  zaprotestowała Josey.  Może
mogłabym ściąć kilka kwiatów i przynieść je do domu? Te róże przed domem
pachnÄ… po prostu cudownie.
 Oczywiście  uśmiechnęła się Vi.  Wspaniały pomysł. Od kiedy ona
wyjechała, nie mieliśmy kwiatów w domu.
 Masz na myśli żonę Toma?  spytała. Miała nadzieję, że jej głos nie zdradził
rzeczywistego zainteresowania.
 Tak, mówiłam o niej  potwierdziła Vi z nie skrywaną pogardą.  Nigdy nie
była zadowolona z życia na wsi. Wciąż zawracała Tomowi głowę, żeby zabrał ją z
powrotem do Londynu.
 Tak? Pochodziła z Londynu?  badała dalej Josey.
 Tom poznał ją w czasie studiów  pokiwała ponuro głową Vi.  Zapewne
całkiem ładna, ale nie nadawała się na żonę dla Toma. Tom zamierzał zaraz po
dyplomie wrócić tutaj i przystąpić do spółki z wujem, ale ona namówiła go, żeby
zostali w Londynie.
Vi już się rozkręciła. Josey nie musiała jej zachęcać, wystarczyło, żeby kiwała
w odpowiednich chwilach głową.
 Oczywiście, to nie mogło się dobrze skończyć. Każdy widział, że w mieście
Tom czuł się okropnie. On nie jest stworzony do takiego życia. Wytrzymał tam
cztery lata, aż wreszcie miał dość i wrócił na wieś.
 A więc to on ją zostawił?  spytała Josey.
 Nie, skąd!  pokręciła głową Vi.  Ona przyjechała z nim, ale już po trzech
miesiącach narzekała, że się nudzi. Strasznie się kłócili. Pózniej spotkała jakiegoś
architekta, który przyjechał tu remontować stary wiatrak w Saltham Marsh,
spakowała manatki i gdzieś z nim zniknęła.
Ta jego żona musi być straszną idiotką, osądziła w myślach Josey. Z trudem
mogła uwierzyć, że ktoś może woleć szare bruki Londynu od tego zielonego,
wiejskiego raju. No i jakaż normalna kobieta mogła rzucić takiego mężczyznę jak
Tom Quinn?
Rozdział 4
Gdy Vi skończyła pracę, Josey zaczęła się nudzić. Wstąpiła do kliniki
zobaczyć, jak się czuje Shep, ale Sandra dała jej wyraznie do zrozumienia, że nie
życzy sobie żadnych intruzów. Josey wróciła do części mieszkalnej i próbowała
zabić czas, czytając stare magazyny i gapiąc się w telewizor.
Tom wrócił do domu póznym popołudniem. Jethro zaczął podskakiwać i drapać
drzwi, nim jeszcze Josey cokolwiek usłyszała.
Tom wyglądał na znużonego. W rękach niósł dwa wielkie termosy. Skaczący z
radości Jethro utrudniał mu wejście do domu.
 Siad!  rzucił rozkaz Tom. Collie natychmiast przysiadł na podłodze, gotów
do spełnienia dalszych poleceń.
 Mogę ci pomóc?  spytała Josey, podchodząc do drzwi i wyciągając rękę po
jeden z termosów.
 Dam sobie radę  pokręcił przecząco głową Tom.  Muszę je wstawić do
lodówki w klinice.
 Przytrzymam ci drzwi, żebyś mógł przejść.
 Powiedziałem, że dam sobie radę!  burknął.
 W porządku, nie musisz tak krzyczeć  odcięła się.  Wystarczy proste  nie,
dziękuję".
 Bardzo przepraszam  powiedział Tom. W pierwszej chwili wyglądał na
zaskoczonego jej reakcją, ale zaraz uśmiechnął się przepraszająco.  Badania na
brucelozę nie są moim ulubionym zajęciem, ale ktoś to musi zrobić. Mogłabyś
zaparzyć kawę?
 Oczywiście  gdy Tom tak się uśmiechał, Josey mogła mu wszystko
wybaczyć. Uciekła szybko do kuchni, nim Tom zdążył zauważyć, że się
zarumieniła.
Tym razem poradziła sobie bez trudu z czajnikiem i puszką kawy. Gdy zaniosła
kubek do biura, Tom przeglądał właśnie gruby plik rachunków.
 Dziękuję... Postaw kubek na jakimś wolnym miejscu  powiedział, nie
unosząc nawet głowy.
Josey rozejrzała się wokół. W jej oczach pojawił się błysk ironicznego
rozbawienia. W biurze panował nieopisany bałagan. Wszędzie leżały sterty
papierów i dokumentów. Organizacja pracy biurowej z pewnością nie należała do
mocnych stron Toma!
 Mogę ci w czymś pomóc?  spytała ostrożnie, pamiętając, jak gwałtownie
odrzucił przedtem propozycję pomocy.
 Czy potrafisz segregować i rejestrować dokumenty?  spytał niechętnie.
 Oczywiście! Mówiłam ci przecież, że przez osiem lat byłam sekretarką!
 No, te wszystkie papiery należałoby jakoś uporządkować  przyznał Tom. 
Jeśli masz ochotę trochę tu posprzątać, będę ci bardzo wdzięczny.
Josey kiwnęła głową na znak, że przyjmuje wyzwanie. Czekała ją niełatwa
praca. Na pierwszy rzut oka spostrzegła, że dokumenty poniewierają się wszędzie
bez ładu i składu.
 Przecież niektóre z tych pism pochodzą sprzed wielu miesięcy! 
wykrzyknęła zdumiona.  Jeśli nie masz czasu na papierkową robotę, dlaczego nie
zatrudnisz kogoś, kto mógłby cię wyręczyć?
 Jak myślisz, ile zarabia wiejski weterynarz?  spytał sarkastycznie Tom.
 W takim razie czemu Sandra siÄ™ tym nie zajmie?
 Sandra ma dość innych zajęć. Prócz tego  dodał, a jego ton wyraznie
sugerował, że w przeszłości doszło do jakichś scen  nie mam ochoty, żeby się
tutaj kręciła i zawracała mi głowę.
Josey z trudem skryła ironiczny uśmiech. Tom nie mógł jaśniej dać jej do
zrozumienia, co sÄ…dzi o wszelkich przejawach uwielbienia ze strony kobiet.
 A nie obawiasz się, że ja będę zawracać ci głowę?  spytała pozornie lekkim
tonem.
 Przecież przez osiem lat byłaś sekretarką!  odciął się Tom, zerkając na nią z
rozbawieniem.
Josey spojrzała na niego zdziwiona. Dotychczas Tom nie zdradzał szczególnych
przejawów poczucia humoru. To tylko zwiększało jego urok. Gdyby jeszcze nie był
taki chłodny i pełen dystansu, byłby naprawdę wyjątkowo czarujący.
No, ale to chyba zrozumiałe, że jest tak ostrożny w stosunkach z kobietami, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl