[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kiem i pomyślał sobie, że obraz ten często będzie gościł w jego wspomnieniach.
Westchnął głęboko i zaczął majstrować przy drążku biegów.
S
R
Andie przez cały czas patrzyła prosto przed siebie i od czasu do czasu upijała
łyczek kawy z trzymanego w ręku kubka. Najprawdopodobniej zaparzyła ją na
maszynce koło kuchenki we wnęce.
Andie zachowywała się tak, jakby Troya nie było na tym świecie. Wolną ręką
głaskała łeb Doga, który, o dziwo, pozwalał na to obcej przecież osobie. A prze-
cież jeszcze do póznego wieczora warczał, gdy wyciągała dłoń". Nie wiadomo
dlaczego, ale to zbliżenie Andie z psem bardzo dotknęło Troya. Pies nie wyka-
zuje wielkiej lojalności wobec swego pana skrzywdzonego przez kobietę.
Ze złością zatrzasnął drzwiczki szoferki.
I to wreszcie zwróciło uwagę Andie. Spojrzała na Troya, który w jej wzroku
zobaczył zarówno zadowolenie, że zdążyła wrócić przed nim, jak i niepewność.
I znowu poczuł wyrzuty sumienia. A może powinien jednak ją przeprosić?
Czy okazał okrucieństwo, mówiąc, że odjedzie bez niej, jeśli ona będzie się guz-
drać?
- Zniadanie? - spytał, wybierając pośrednią drogę.
- Nie muszę. - Wzruszyła ramionami. - Kawa mi wystarczy.
Pamiętał, z jakim apetytem pałaszowała minionego popołudnia, więc jej
obecna odpowiedz zabrzmiała w uszach Troya niemal jak obraza.
- Ja właściwie też nie jestem głodny - oświadczył. Bp rzeczywiście nie miał
ochoty najedzenie w tak napiętej atmosferze. Wypił tylko kubek kawy i urucho-
mił potężny silnik dieslowski. Przez kilka minut pozwolił mu chodzić na wol-
nych obrotach i dopiero potem wolniutko wyjechał z parkingu. Przełączając z
biegu na bieg, płynnie włączył się do ruchu na autostradzie.
Skoncentrował się na prowadzeniu. Ale martwił go niedobry rozwój stosun-
ków z Andie.
S
R
Popijając małymi łyczkami kawę, Andie nie posiadała się ze złości. Po obu
stronach autostrady rozciągały się piękne zalesione tereny. Jeszcze nigdy nie była
w Tennessee i w normalnych warunkach cieszyłaby się nową scenerią. Ale nie
teraz.
Mało, że była zła. Była wściekła. Miała po dziurki w nosie mężczyzn, którzy
traktowali ją jak dziecko pozbawione inteligencji i uczuć.
Za kogo on siÄ™ ma, ten Troy Armstrong? Rozstawia jÄ… po kÄ…tach, rozkazuje i
jeszcze się ciska. Całkiem zrozumiałe, że musi dostosować się do jego harmono-
gramu, ale to jeszcze nie powód, żeby pakował się do damskiej toalety, beształ i
do tego mówił, że odjedzie bez niej.
I jakim prawem nazywa ją biedną bogatą pannicą czy jak tam? Dobrze, że nie
dodał  zepsutą" albo  rozpaskudzoną". I oskarżają o zabawy i igraszki. Co on o
niej wie? Tyle co nic. I nie rozumie zupełnie, jakie prowadziła dotąd życie.
Z ukosa spojrzała na Troya. Nie spodziewała się, że w tym samym momencie
on zrobi to samo. Ich spojrzenia spotkały się. Troy wyglądał, jakby chciał coś
powiedzieć. Gotowa była przysiąc, że przyłapała go właśnie w chwili, gdy
otwierał usta. Ale natychmiast je zamknął i powrócił do obserwowania drogi.
Andie natomiast wznowiła patrzenie na nic.
Troy pierwszy zauważył wielkie centrum handlowe. Znajdowało się na
przedmieściach Knoxville, tuż przy zjezdzie z autostrady z bardzo łatwym na nią
powrotem.
Olbrzymia parterowa hala należała do koncernu, który reklamując się półhur-
towymi cenami, sprzedawał wszystko, od opon po pastę do zębów. Troy zdał so-
bie sprawę, że nie jest to ten standard-sklepu, w którym Andie zwykle robi za-
kupy, ale w obecnej sytuacji musi jej to wystarczyć.
S
R
- Zatrzymajmy się tu - powiedział, zjeżdżając z autostrady. - Kupisz sobie to i
owo, co ci jest potrzebne w podróży. W tym domu handlowym powinnaś znalezć
wszystko, co potrzeba. -Wskazał głową budynek.
- Nie musisz się nigdzie zatrzymywać - odparła, odzywając się po raz pierw-
szy od kilku godzin.
- Musisz mieć w co się ubrać - stwierdził. - Nie możesz jechać w moich dżin-
sach do Kalifornii i z powrotem.
- Jest mi w nich bardzo dobrze - upierała się i dla podkreślenia, że jest to
ostateczna decyzja, skrzyżowała ręce na piersiach.
Troy zastanawiał się, co począć dalej. Andie najpierw odmówiła śniadania, a
teraz twierdzi, że nie potrzebuje ubrania.
- Niemniej zjeżdżam z autostrady. Powiedziałem ci wczoraj, że zawiozę cię
tam, gdzie będziesz mogła coś sobie kupić, i dotrzymuję słowa.
- Nic mi nie potrzeba.
- Czyżby? Nie masz przecież absolutnie nic prócz tej cholernej sukni ślubnej -
przypomniał. A w niej nie chciał jej więcej oglądać. - Musisz mieć coś wygod-
nego do noszenia przez najbliższe dziesięć dni. Jakieś wygodne obuwie, kosme-
tyki, szczoteczkę do zębów...
- Uważasz, że kosmetyki są mi koniecznie potrzebne? Bo bez nich wyglądam
jak straszydło?
Troy poczuł się, jakby wszedł na pole minowe.
- Nic podobnego nie miałem na myśli. I nic takiego nie powiedziałem. -
Rozmowa nie szła tak, jak planował. Wjechał na parking i ustawił wóz. - Mo-
głabyś przestać... - Nie dokończył  zachowywać się jak rozkapryszone dziecko",
bo jeszcze bardziej by się rozzłościła.
Andie uniosła jedną brew, ale zachowała godne milczenie.
- Potrzebujesz ubrania. Tu jest sklep. Idziemy.
S
R
Przecież to nie on ma namawiać ją na zatrzymanie się i na zakupy, ale ona
powinna prosić. On i bez tego ma problemy, choćby dbanie o harmonogram.
- Nie chcę sprawiać żadnych kłopotów - oświadczyła wojowniczym tonem.
Udawała, że zainteresowały ją nagle paznokcie i zaczęła się im przyglądać.
Troy musiał niestety uznać, że jedynym sposobem jest przeproszenie jej. Ale
właściwie za co? Andie wyraznie tego oczekiwała, wiec niech będzie.
- Słuchaj, Andie, jeśli chodzi o dzisiejszy poranek... Podniosła głowę, ocze-
kujÄ…c ciÄ…gu dalszego.
- Bo widzisz... Ja nie odjechałbym bez ciebie. Chyba o tym dobrze wiesz...
- Tak powiadasz? - Nie wydawała się zbyt przekonana jego słowami.
- Tak powiadam. I tak było. Nie jestem aż takim draniem. - Było mu przykro,
że Andie mogła coś podobnego pomyśleć.
- A ja nie jestem rozpaskudzoną córeczką bogatego tatusia.
- Wcale tak nie powiedziałem. Ale jeżeli nie jesteś, to dlaczego czasami za-
chowujesz się, jakbyś była - wypalił prosto z mostu. - Uciekasz od własnych
problemów, masz pretensję do wszystkich, z wyjątkiem siebie, za to, że tak a nie
inaczej układa ci się życie.
- A dlaczego ty zachowujesz się jak zwykły gbur, wydajesz tylko rozkazy i
nic cię nie obchodzi, co człowiek może przeżywać, odczuwać...?
Troy doszedł do wniosku, że osiągnęli impas.
- Chwileczkę, chwileczkę, moja droga. Może byśmy tak załatwili jeden za-
rzut po drugim, a nie poruszali wszystko naraz. Załatwmy najpierw moje preten-
sje do ciebie, a potem przejdziemy do twoich pod moim adresem. Takie obrzu-
canie się oskarżeniami do niczego nie doprowadzi.
Andie wydęła usta, ale nic nie odpowiedziała
- Po pierwsze, nie zaczÄ…Å‚em od pretensji, tylko od przeproszenia ciÄ™ za moje
ostre słowa. Pretensje ty sprowokowałaś. Ja chciałem tylko powiedzieć, że jest
S
R
mi przykro, iż mogłem wywołać u ciebie przekonanie, że mógłbym cię zostawić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl