[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mówił pilot, pochodzi z południa Chin, z Yunnan. Tam od niepamiętnych czasów zajmowali się
produkcją opium, z powodu prześladowań politycznych i etnicznych końca wieku przenieśli się na
północ Birmy, Tajlandii i Laosu, przywożąc swoją dawną kulturę. W dzisiejszych czasach, dodał
przewodnik, rząd tajlandzki pomaga im osiągnąć zysk z innych upraw, na przykład bawełny, i z
wyrobów rzemieślniczych, a wszystko po to, by porzucili opium.
- To prawda?
Policjant kilkakrotnie skinął głową, chcąc rozwiać wszelkie wątpliwości detektywa.
- Ale przecież narkotyki są dostępne, w Złotym Trójkącie znajdują się tajne laboratoria, produkujące
heroinÄ™.
- Nie możemy wszystkiego widzieć.
- W Birmie, Tajlandii, a nawet w Laosie są generałowie i ministrowie zamieszani w handel
narkotykami.
- Teraz, wszystko jest pod kontrolÄ….
- Ale produkcja nie ustaje.
- Wszystko jest pod kontrolą - upierał się policjant.
Dotarli do osady Mien, gdzie zaatakowały ich kobiety ubrane w tradycyjne stroje, proponując fajki z
blachy i drewna do palenia tytoniu i opium, fajki-sztylety i fajki zwykłe, kosztowne i tanie. Kobiety
mówiły w swoistej odmianie angielskiego, opartej na bezokolicznikach i gestykulacji. Małe czarne
świnie, dzieci, które wyglądają jak narysowane tuszem, drobne, milczące kobiety, siedzące w
drzwiach swoich górskich domów, przy prehistorycznym krośnie albo prymitywnej ramie tkackiej. Nie
ma ani jednego młodego człowieka, z wyjątkiem ospałego nauczyciela, który siedzi w otwartym oknie
szkoły, z sali dobiega chóralny głos dzieci narysowanych cienką kreską, śpiewających francuską
piosenkÄ™: Sur le pont d'Avignon.
- Dlaczego śpiewają po francusku?
- W tych okolicach było dużo francuskich misjonarzy. Nawet nie tak dawno - powiedział przewodnik.
Katalończycy podziwiali samych siebie za to, że udało im się dotrzeć do Złotego Trójkąta, z drugiej
strony współczuli ludziom żyjącym w takich warunkach. A mężczyzni? Gdzie się podziali mężczyzni?
Pilot wskazywał góry.
- Są na polach ryżowych.
- A nie opiumowych? - zapytał Carvalho z uśmiechem wspólnictwa.
- Opium, mało. Nielegalne. Dzisiaj już się tyle nie uprawia.
W drodze powrotnej czworo Katalończyków wysiadło przed swoim hotelem, a Carvalho został
odwieziony do  Chiang Mai Inn". Policjant powiedział mu półgłosem, że od tej chwili nie powinni
pokazywać się razem, by Archit i Teresa mogli się do niego zbliżyć. Carvalho zainstalował się w
pokoju hotelowym, a potem zanurzył w wodach basenu, tuż obok francuskich weteranów, którzy
zabawiali się, próbując zdjąć sobie kąpielówki; ich żony, rozłożone na leżakach, komentowały sukcesy
i porażki. Detektyw leżał przez chwilę w słabym słońcu popołudnia, wrócił do pokoju, włożył neseser
do plastikowej torby, do której wrzucił też ubranie i kąpielówki, zamknął pustą walizkę w szafie,
zawiesił na klamce kartkę z napisem  Nie przeszkadzać" i wyszedł z hotelu, chcąc, żeby go widziano.
Wynajął tuk-tuka i wdał się w rozmowę z kierowcą, informując go o najważniejszej przyczynie swojej
podróży. Objechał dzielnicę złotników i sklepów z wyrobami z drewna tekowego, po czym wrócił do
centrum Chiang Mai i poprosił, by wysadzono go na Nocnym Targu, rozciągającym się po obu
stronach Chiang Mai Road. Ktoś wpadł na pomysł, żeby otworzyć niemiecką restaurację w głębi
Targu, pośród kramów z pamiątkami, używanym ubraniem, zabawkami dla dzieci Mien, które
zaglądały do toreb, zawieszonych na plecach matek. Carvalho podziwiał nożyki do obcinania
birmańskich cygar, zielone cygara o smaku i zapachu lekarstwa, dziecięce instrumenty-zabawki,
kamienie szlachetne, szklane koraliki, misy ze srebrną biżuterią, hinduskie malowidła na ceracie,
czapki Mien - detektyw właśnie taką kupił dla Fustera - lakę z Chiang Mai i z Birmy, drobne kobiety o
niemal białej skórze, delikatne, porcelanowe. A gdy zapadła noc, Carvalho dał się upolować
taksówkarzowi, który zaproponował mu to, co zwykle: dziewczyny, masaże, chłopców, czego dusza
zapragnie.
- Przykro mi - uśmiechnął się Carvalho. - Muszę wyjechać w pilnej sprawie do Bangkoku.
- Teraz?
- Teraz.
- 105 -
- Nie ma samolotu. Nie ma pociÄ…gu.
- Wiem.
Taksówkarz wyskoczył z samochodu i podszedł do Carvalha. Może go zawiezć do Bangkoku.
Teraz, od razu? Od razu, Carvalho miałby nawet czas, żeby pójść do hotelu i zabrać swoje rzeczy, w
tym czasie on zawiadomi rodzinę. To niemożliwe. Carvalho bardzo się śpieszy. Jego żona nagle
zachorowała i chce dotrzeć jak najszybciej, poza tym muszą ustalić cenę. Ale detektyw usadowił się
już w taksówce, a szofer ruszył, olśniony perspektywą zarobku.
- Trzy tysiące bahtów.
- TysiÄ…c.
Negocjacje przedłużyły się, kierowca zdążył pożegnać się ze swoją rodziną, krzycząc coś z
samochodu do kobiety, która pokazała się w oknie domu z blachy i drewna. W końcu zmęczone strony
ustaliły cenę na tysiąc siedemset bahtów i Carvalho ułożył się na tylnym siedzeniu. Przez kilka minut
kontemplował zamyśloną twarz kierowcy, którą oświetlał ogieniek birmańskiego cygara - podarunku
od klienta. Od czasu do czasu szofer popijał z butelki pobudzający trunek z ziół i miodu. Było ciemno,
choć oko wykol, i szofer wyglądał jak żółte widmo, emanujące własnym światłem, jedynym światłem
na pustej drodze, na której minęli tylko ciężarówkę. Zanim usnął, Carvalho wyobraził sobie, że
samochód drąży korytarz w materii nocy, pełnej roślin i zwierząt, zmaga się z ciemną siłą, próbującą
powstrzymać jego turkoczący pęd.
Obudził go pisk hamulców. Półprzytomny szofer mrugał powiekami i ściskał kierownicę, by nie
stracić kontroli nad autem. Udało mu się opanować samochód, odwrócił się do Carvalha z uśmiechem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl