[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kolanach babci. Z grzecznie złożonymi rączkami wyglądała
jak aniołek.
Mam wielkie szczęście, że moi rodzice interesują się
swoimi dziećmi i wnukami, zreflektowała się Cecile i
przypomniała sobie, co Rand poprzedniego wieczoru
opowiadał jej o swoim dzieciństwie. Te zwierzenia pomogły
jej zrozumieć go trochę lepiej. Zastępcze rodziny nie są
najlepszym środowiskiem dla dorastającego chłopca i Cecile
była pewna, że te lata zostawiły swój ślad w psychice Randa.
Znała przeszłość Jacka i wiedziała, że rekompensował sobie
chłopięce frustracje w dorosłym życiu, zakładając własną
rodzinę, której próbował zapewnić wszystko, czego sam był
pozbawiony. Wydawało się jednak, że na Randa okres
dorastania wywarł zupełnie przeciwny wpływ. Doktor
Coursey unikał życia rodzinnego. Wolał samotność. Jego
spokój, rezerwa, brak zdolności sportowych, którymi szczycili
się niemal wszyscy młodzi Amerykanie, wszystkie te cechy
prawdopodobnie miały zródło w zaniedbaniu, którego
doświadczył ze strony ojca i matki.
Cecile spojrzała na Randa, stojącego obok Jacka, Garnitur
w drobne prążki nadawał mu nobliwy wygląd. Słuchał pastora
ze skupieniem. On bierze wszystko tak poważnie, pomyślała
Cecile. Wiedziała, że gdyby go o to poprosiła, to byłby w
stanie opowiedzieć jej przebieg tej ceremonii bardzo
szczegółowo. Rozproszone wokół smugi światła sprawiały, że
wyglądał jak postać nierzeczywista. Wydawał się spokojny,
zrelaksowany i chłodny.
Cecile spróbowała się do niego uśmiechnąć, poczuła
jednak, że usta ma zupełnie zdrętwiałe. Rand odpowiedział na
jej uśmiech i znów skupił uwagę na pastorze. Jedno jego
spojrzenie wystarczyło, by pod Cecile ugięły się kolana.
Po chwili cicho westchnęła i uśmiechnęła się lekko. Rand
Coursey był piekielnie przystojny, miły i inteligentny, a do
tego wszystkiego był również znakomitym kochankiem. Ona
zaś zamierzała cieszyć się tym w pełni.
- Wygląda na to, że przyjęcie bardzo ci się udało. Oddech
Randa łaskotał Cecile w ucho. Odstawiła pustą blachę na stół i
objęła go w pasie.
- Nie poradziłabym sobie bez ciebie. Dziękuję - rzekła,
całując go w policzek.
Rand przyciÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… do siebie.
- Zrób to jeszcze raz, tylko trochę niżej i na lewo -
szepnÄ…Å‚.
- Och, ty! - zaśmiała się Cecile i lekko uderzyła go w
pierś. Wyraz oczu Randa świadczył jednak o tym, że pod
przykrywką żartu kryła się prawdziwa namiętność. Cecile
uwodzicielsko zatrzepotała rzęsami i uniosła twarz.
- Ależ, doktorze Coursey, mam wrażenie, że usiłuje pan
mnie uwieść.
- Od kiedy to trzeba cię uwodzić? Zanim Cecile zdążyła
odpowiedzieć, Rand pochylił głowę i pocałował ją szybko,
obejmując dłońmi jej biodra.
- Mama? Cecile miała wrażenie, że głos CeeCee dochodzi
z bardzo daleka.
- Hm? - wymruczała z ustami tuż przy wargach Randa.
- Malinda powiedziała, że będę mogła potrzymać jedną z
dziewczynek, jeśli pomoże mi ktoś dorosły.
Cecile wystarczyło siły woli tylko na to, by oderwać twarz
od twarzy Randa i oprzeć się na jego ramieniu.
- Chwileczkę, CeeCee - wymamrotała, z trudem łapiąc
oddech.
- Mamo, proszę cię! Malinda powiedziała, że zaraz będzie
je karmić, a potem pójdą spać!
- Teraz nie mogę, kochanie. Muszę posprzątać ze stołu i
podać deser.
- A czy ja mógłbym być tym dorosłym? Na głos Randa
Cecile z niedowierzaniem podniosła głowę.
- Skończyłem już dwadzieścia jeden lat i, jak na swój
wiek, jestem bardzo dojrzały. A poza tym mam wielkie
doświadczenie w trzymaniu niemowląt. - Uśmiechnął się, nie
wiedząc o tym, jak wiele punktów zarobił w tym momencie u
Cecile. Ona sama nie potrafiłaby mu tego wyjaśnić, nawet
gdyby chciała. Oderwała się od niego i cofnęła o krok.
- Dobrze, myślę, że się nadajesz do tej funkcji. Rand
wyciągnął rękę do CeeCee, która omal nie pękła z
podniecenia.
- Proszę bardzo. Jestem do twoich usług. Mała,
chichocząc, pochwyciła jego dłoń i pociągnęła go do salonu.
Cecile potrząsnęła głową, śmiejąc się cicho, i zajęła się
zbieraniem naczyń. To było niemal zbyt piękne, by mogło być
prawdziwe.
Po czterech wyprawach z salonu do kuchni brudne
naczynia zostały uprzątnięte, a po dwóch kolejnych na stole
stał deser, który Rand przygotował poprzedniego wieczoru.
Był doskonałym kucharzem. Każda porcja wyglądała jak małe
dzieło sztuki, a smakowała jeszcze wspanialej. Cecile
strzepnęła okruch ze stołu i znów się zaśmiała, przypominając
sobie debatę na temat prasowania obrusa. Potrząsnęła głową i
poszła po widelczyki do ciasta.
W salonie rozległ się śmiech CeeCee. Cecile podniosła
głowę. Mała siedziała na sofie, trzymając w ramionach jedną z
blizniaczek. Siedzący obok Rand troskliwie podtrzymywał
główkę dziecka i z uwagą słuchał podnieconego trajkotu
CeeCee. Cecile poczuła, że łzy napływają jej do oczu. Och,
nie, pomyślała z przerażeniem. Tylko nie to! %7ładnych
wzruszeń! Zauważyła jednak, że dłonie jej zwilgotniały.
Wytarła je o sukienkę i odruchowo zaczęła obgryzać
paznokieć.
Z czego oni tak się śmiali? I czemu CeeCee tak przyjaznie
odnosiła się do Randa? Nikt nie wiedział lepiej od Cecile, jak
okropnie mała potrafiła się zachowywać, gdy przy jej matce
pojawiał się jakiś mężczyzna, oczywiście z wyjątkiem byłego
męża. Teraz jednak dziewczynka promieniała. Co jej się stało?
Dlaczego zaakceptowała właśnie Randa? Cecile poczuła się
nieswojo.
- Dlaczego obgryzasz paznokieć, skoro tuż przed tobą stoi
tyle dobrego jedzenia?
Szybko schowała rękę za plecy i podniosła głowę.
Malinda przyglądała się jej z uśmiechem.
- Pięknie wyglądają, prawda?
- Kto? - zapytała Cecile, niepotrzebnie przesuwając
sztućce na stole.
Malinda wskazała głową na sofę.
- Rand i CeeCee. Mała nie odstępuje go na krok. Cecile
niechętnie spojrzała w tę stronę.
- A, tak. Wiesz, jaka jest CeeCee. Uwielbia mężczyzn.
- Naprawdę? - zdziwiła się Malinda. - Zdawało mi się, że
jedynym mężczyzną, którego akceptowała, był jej własny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- leszczyniacy.pev.pl
Barrett Jean Czy masz alibi Intryga i milosc 29
McCarthy_Susanne_Milosc_raz_jeszcze
Czas milosci i czekolady Gabrielle Zevin
McMahon Barbara Wyjsc za maz z milosci
McGinnis Alan Loy Sztuka milosci
James Fenimore Cooper The Headsman [txt]
Sandemo_Margit_24_BiaśÂ‚e_kamienie