[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Jakoś daliśmy sobie radę. To znaczy Nick dał sobie radę.
Przychodnia musiała działać.
- Kate też znakomicie się sprawdza.
- O tak. - Marco odstawił kieliszek. - Chociaż nie jestem pewien,
jak długo z nami zostanie.
- Naprawdę? Kate myśli o odejściu?
- Nie wiem nic konkretnego, być może moje obawy są
bezpodstawne, ale mam wrażenie, że w obecnej sytuacji nie czuje się
najlepiej.
- %7Å‚ycie samotnej kobiety z dzieckiem na pewno nie jest Å‚atwe -
przyznała Amy.
151
RS
- Ani życie mężczyzny bez ukochanej osoby - dodał Marco,
spoglądając jej głęboko w oczy. - Wracajmy do domu, amore. W
domu można się kłócić bez skrępowania.
Jednak tego wieczoru więcej się nie kłócili.
Najpierw kochali siÄ™, a potem rozmawiali. Marco ani razu nie
wspomniał o jej wyjezdzie ani o tym, czy Amy go kocha, czy nie. W
końcu, uwiedziona i oczarowana jego urokiem, popadła w taką
rozterkę, że nie potrafiła sobie przypomnieć, dlaczego uważa, że musi
stąd wyjechać.
152
RS
ROZDZIAA DZIEWITY
Podczas poniedziałkowego dyżuru Amy raz po raz wracała
myślami do wizyty, jaką poprzedniego dnia ona i Marco złożyli matce
małej Michelle. Kiedy zapytali o Lizzie, Carol wyznała im ze
wstydem, że w sobotę dziewczyna wróciła do domu pózno w nocy,
nie była trzezwa, i teraz odsypia swoje ekscesy. W rezultacie Marco
ograniczył się do zbadania Michelle i dodania jej matce otuchy,
niemniej Amy czuła, że wcale nie poniechał zamiaru rozmówienia się
z nastolatkÄ….
- Amy? - Do gabinetu wkroczył Nick. - Przemyślałem naszą
piątkową rozmowę i doszedłem do przekonania, że Marco musi
poznać prawdę.
Oderwana nagle od swych rozważań na temat Lizzie, Amy
szybko zebrała myśli.
- Już wie - odparła. - Powiedziałam mu.
- Och! - Spojrzał na nią pytająco. - I co?
- I nic. On wie, ale niczego to nie zmienia. Nasze małżeństwo
tak czy owak przestało istnieć.
Omal się nie roześmiała, słuchając własnych słów, bo jak na
nieistniejące małżeństwo ona i Marco spędzili wyjątkowo namiętny
weekend. Wiedziała jednak, że swoją uległością wpędza się w coraz
większe kłopoty. Wpada coraz głębiej w zastawioną przez Marca
pułapkę.
Nick był wyraznie zaskoczony.
153
RS
- Marco też tak uważa?
- No, niezupełnie - odparła, bawiąc się długopisem. - On uważa,
że nasz związek można uratować, ale mnie się wydaje, że dla
własnego dobra musimy się raz na zawsze rozstać.
- Znowu chcesz zadecydować za was oboje? Na jakiej
podstawie?
Na podstawie doświadczenia. W tej dziedzinie była ekspertem.
Odpędzając od siebie ponure wspomnienia, z pozorną nonszalancją
oświadczyła:
- Tak, zadecydowałam za nas oboje. Wyjeżdżam z Penhally, jak
tylko Kate znajdzie zastępstwo.
- Marco o tym wie?
- Wciąż mu to powtarzam, ale on najwyrazniej nie słucha, co do
niego mówię.
- Jakbym go widział - z podobnym do uśmiechu grymasem
zauważył Nick. - Kiedy na czymś mu zależy, zachowuje się, jakby nie
widział piętrzących się na drodze przeszkód. Taką samą metodę
stosował, kiedy zakładaliśmy przychodnię. I to z dobrym skutkiem.
Może się jeszcze okazać, że to ty zmienisz zdanie.
- Nic takiego nie nastÄ…pi. Ale bÄ…dz spokojny, do czasu wyjazdu
będę uczciwie wykonywać swoją pracę.
Nick stał chwilę, nie bardzo wiedząc, co począć.
- Musi ci być ciężko, Amy - powiedział wreszcie. - Gdybyś
chciała się wypłakać... - Uśmiechnął się niepewnie. - Wiem, nie
nadajÄ™ siÄ™ na doradcÄ™ w sprawach matrymonialnych, ale...
154
RS
- Dziękuję za dobre chęci, ale dam sobie radę -powiedziała
szybko.
Przez całe życie sama dawała sobie radę. Bez niczyjej pomocy.
Tak będzie i tym razem.
W sylwestra w całym Penhally od rana wrzało jak w ulu.
Podekscytowani mieszkańcy tłumnie wylegli na ulice, pozdrawiając
się nawzajem, załatwiając ostatnie sprawunki, znosząc do domów
pobrzękujące w torbach butelki szampana. Trwały gorączkowe
przygotowania do wieczornych uroczystości.
W przychodni też nie brakowało pacjentów. Było dobrze po
południu, kiedy Amy udało się uciec do pokoju lekarskiego na
filiżankę herbaty.
- Widzę, że i tobie zaschło w gardle - rzekła Kate, która właśnie
nalewała wody do czajnika. - Muszę się natychmiast czegoś napić, bo
zemdleję. Dziś znowu mieliśmy kilkunastu pacjentów z obrażeniami
po upadku na oblodzonych ulicach. Dobrze, że wiatr się uspokoił, nie
trzeba odwoływać fajerwerków. Przesunęli godzinę pokazu na szóstą
po południu, żeby dzieci mogły je obejrzeć. A dorośli będą mieli czas
wrócić do domu i przebrać się przed balem. Wiesz już, co włożysz?
- Nie idÄ™ na bal.
- Jak to? Musisz. To najważniejsze wydarzenie roku. A w
każdym razie zimowego sezonu. - Kate lekko się uśmiechnęła. - No,
może sezon zimowy to za dużo powiedziane, ale nie mamy tutaj wielu
rozrywek w długie zimowe wieczory.
- Nie, Kate. Czułabym się niezręcznie. - Amy wyjęła z szafki
dwa kubki, a Kate w każdym z nich umieściła torebkę z herbatą.
155
RS
- Dlaczego miałabyś się czuć niezręcznie?  Kate napełniła
kubki wodÄ… - Pracujesz w przychodni, mieszkasz z Markiem, wszyscy
wiedzą, że jesteście razem.
- Nie jesteśmy razem. Nie w tym sensie.
- Nie? A już miałam nadzieję. - Kate wzięła herbatę i usiadła na
najbliższym krześle. - Amy, to tylko wiejska zabawa. A może nie
masz się w co ubrać?
- No, nie mam - odparła Amy, przypominając sobie
pozostawioną w Penhally swoją dawną garderobę, którą porzuciła
wraz ze swoim dawnym życiem. - Co prawda w szafie wisi jedna
sukienka, ale nie byłaby odpowiednia. To znaczy dzisiaj zle bym się
w niej czuła.
Kate upiła łyk herbaty.
- Ale kiedyś ci się podobała?
- O tak, Marco ją uwielbiał - odparła odruchowo. - Miałam ją na
sobie parę razy, ale nigdy potem nie udało nam się... - Amy urwała,
zdając sobie sprawę, że powiedziała zbyt wiele. Kate zachichotała.
- Nie udało wam się wyjść z domu? Jeżeli wyglądasz w niej tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl