[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ko świadomość, że wszyscy o tym wiedzą.
- Proszę, zostaw mnie samą. Mam cię dość do końca życia. Oby sumienie pozwoli-
ło ci spać.
Patrzył na nią długo, najwyrazniej pragnąc coś powiedzieć, ale tylko zacisnął usta.
- Nie zamykaj drzwi. Muszę słyszeć, co się dzieje, na wypadek gdybyś zemdlała.
- Po co? %7łeby zwołać tu paparazzich? - Wyprostowana weszła do łazienki, zatrza-
snęła za sobą drzwi i przekręciła klucz w zamku.
Siłą powstrzymała łzy napływające jej do oczu.
Podły typ. Wredny, nieludzki automat.
Stanęła przed lustrem, zmoczyła róg ręcznika i delikatnie dotknęła nim głowy. Aż
syknęła z bólu. Zagryzając wargę, zaczęła się zastanawiać, dlaczego czuje się tak gorzko
zawiedziona. Patrzyła na odbicie swojej bladej twarzy, jakby szukając w lustrze od-
powiedzi. Na krótką chwilę uległa potężnej chemii, która ich do siebie przyciągała. Za-
R
L
T
pominając, że chodzi mu wyłącznie o siostrę, wyobraziła sobie głupio, że i ona, Polly,
coś dla niego znaczy.
Mimo pulsującego bólu długo siedziała w łazience. Chciała mieć pewność, że gdy
stamtąd wyjdzie, już go nie zobaczy. I rzeczywiście. Kiedy w końcu otworzyła drzwi,
pokój był pusty. Na łóżku leżała walizka, zapewne wypełniona rzeczami z listy, którą
spisała. Niezawodny Franco szybko się uwinął. Na stoliku przy łóżku obok dzbanka z
wodą leżało opakowanie pastylek od bólu głowy. Parsknęła wzgardliwie. Pamięć o pa-
stylkach nie dowodzi szczerej troski.
Połknęła dwie tabletki, a potem włożyła pidżamę - koronkowe szorty i krótką ko-
szulkę na ramiączkach, usiłując nie wyobrażać sobie miny poważnego Franco, który pa-
kował jej rzeczy. Na koniec wyciągnęła z torby BlackBerry i sprawdziła pocztę. Zado-
wolona, że nie ma tam nic, co nie mogło zaczekać do rana, wyjęła różowy notes i zaczęła
notować luzne pomysły przed jutrzejszym spotkaniem. Zdecydowana udowodnić Gerar-
dowi, że postąpił słusznie, wybierając ich agencję, nakreśliła kilka nowych koncepcji, aż
w końcu zmorzyła ją senność i bezwładnie opadła na poduszki.
Jego ręka obejmowała szklankę whisky. Patrzył na telewizyjną relację ze szpitala:
ujęcia Polly niesionej do karetki, krew na jej twarzy, rozmowa z lekarką, która odmówiła
komentarzy na temat stanu rannej. Zupełnie wystarczyło, by nawet najbardziej wyrodny
ojciec dopadł najbliższego telefonu.
Co, u diabła, mogło wywabić Petera Prince'a z miłosnego gniazdka? Najwyrazniej
nie jego córka. Wychylił whisky do dna. Poczucie odpowiedzialności za rodzinę stanowi-
ło w jego życiu priorytet. Prędzej przestałby oddychać, niż je zlekceważył.
Widać znacznie różnił się od Prince'a.
Rozległ się telefon. Rozmawiając, zerknął w stronę gościnnego apartamentu.
Drzwi były zamknięte. Czy nie powinien sprawdzić, co się z nią dzieje? Wyobraznia
podsunęła mu obraz nieprzytomnej dziewczyny leżącej na podłodze w łazience. Nie, to
niemożliwe. Jest silna. Cicho zaklął i ruszył w stronę zamkniętych drzwi. Tylko rzucę na
nią okiem, pomyślał. Jeśli oddycha, odejdę.
R
L
T
Otworzył. Leżała zwinięta w kłębek na kołdrze, a obok dostrzegł otwarty notes i
pióro, które plamiło atramentem białą jedwabną pościel. Ale to nie plamy na pościeli go
przeraziły, lecz jej bladość. Błyskawicznie znalazł się przy łóżku i delikatnie odsunął
włosy opadające jej na twarz. Miękkie pasma przepływały mu przez palce niczym płynne
złoto, a ich zapach tak oszałamiał, że na moment zapomniał, po co przyszedł. W końcu
się jednak otrząsnął i zaczął się badawczo przyglądać jej twarzy. Miała ciemne kręgi pod
oczyma i wielki siniec na czole. We śnie zdawała się znacznie młodsza, niemal dziecin-
na.
Ostrożnie wyjął pióro z jej bezwładnych palców i położył je na stoliku obok łóżka.
Gdy się nachylał, by nakryć ją kołdrą, różowy notes zsunął się na podłogę. Podniósł go,
wygładził zmięte strony i już miał zamknąć, gdy coś przyciągnęło jego uwagę.
 Biegnij, oddychaj, żyj".
Nagryzmoliła te słowa nierównymi bazgrołami, ale dostrzegł również inne kombi-
nacje:
 Biegnij, żyj",
 %7łyj, żeby biec",
 Poczuj, że żyjesz".
Najwyrazniej z setek takich połączeń powstawało w końcu popularne hasło rekla-
mowe. Wolno usiadł na skraju łóżka. Bez skrupułów naruszając jej prywatność, prze-
kartkował notes, wracając do początku, a potem zaczął czytać.
Z nagłą, szokującą jasnością uświadomił sobie, że jego opinia na temat Polly Prin-
ce była całkowicie i niewybaczalnie mylna. Mózg, który kierował każdą z błyskotliwych
kampanii reklamowych, należał do dziewczyny śpiącej w jego łóżku.
R
L
T
ROZDZIAA PITY
Obudził ją nieznośny, natarczywy dzwięk. Otworzyła jedno oko, lecz oślepiona
ostrym strumieniem światła wsunęła głowę pod poduszkę.
- Wyłącz ten reflektor.
- Te słońce.
- O tej porze? - Mocniej nakryła się poduszką i aż jęknęła, uraziwszy zranioną skó-
rę. - Au, boli. Co to za hałas?
- Nastawiłaś budzik w telefonie. - Silna opalona ręka, która pojawiła się nad jej
twarzą, podniosła BlackBerry i wyłączyła alarm. - Jest szósta.
- Nieee. Niemożliwe - wymamrotała zduszonym głosem. - Idz sobie.
- Bardzo proszę. Możesz się obrócić i dalej spać. Chciałem tylko sprawdzić, czy
żyjesz.
- Nie żyję. Nikt nie może żyć o tej porze. - Głębiej naciągnęła kołdrę. - Zostaw
mnie.
- yle się czujesz? - W jego głosie brzmiał niepokój. - Zawołam lekarza.
- Nie potrzebuję lekarza. Rano zawsze jestem chora, nawet bez rozbitej głowy. Ale
co ty robisz moim pokoju? Pewnie znów kombinujesz, jak wyciągnąć tatę z kryjówki.
Jestem dla ciebie robakiem na przynętę. - Nagle przypomniała sobie wydarzenia ostat-
niego wieczoru i dotknęła palcami czoła. - Czy wbiłeś mi już haczyk w skalp?
- Nie, ale rozważam taką możliwość. - Był rozdrażniony. - A dla wyjaśnienia, sie-
dzę tutaj, bo się o ciebie niepokoiłem.
- Jak długo tu jesteś?
- Całą noc. Spałem na krześle. Na wypadek gdyby wystąpiły objawy, o których
uprzedził mnie lekarz.
Ostrożnie, by znów nie urazić głowy, Polly odsunęła poduszkę. W międzyczasie
musiał zdjąć smoking z zakrwawioną koszulą i wziąć prysznic. Stał teraz przed nią w
czarnych dżinsach i koszulce polo, równie olśniewający jak w wieczorowym stroju. Zdu-
miona, że czuwał przy niej całą noc, wolno usiadła. Zauważyła, że na niskim stoliku przy
R
L
T
łóżku stoi filiżanka kawy. Aromat był tak kuszący, że jej zaczepny ton natychmiast uległ
zmianie.
- Och! Czy to dla mnie?
- Owszem. Ale choć zauważyłem twoje upodobanie do różu, niestety nie dysponu-
ję różową filiżanką.
Już chciała odstawić kawę, gdy wtem dostrzegła na pościeli plamy z atramentu.
- O, nie! To ja zrobiłam? Bardzo przepraszam, musiałam zasnąć z piórem w ręce.
- Owszem, twoim różowym, przynoszącym szczęście piórem z pióropuszem.
Jego głos brzmiał nieco dziwnie, ale była zbyt speszona, żeby to zauważyć. Pośli-
niła palec i ze skruszoną miną zaczęła wycierać plamę.
- Odkupię ci poszwę na kołdrę. Wiem, że mnie niezbyt cenisz, ale niszczenie mie-
nia nie jest moim hobby. Przepraszam.
- Zważywszy na liczbę katastrof, które powoduje twoja obecność, sądzę, że i tak
mi się upiekło. Ubieraj się. Musimy porozmawiać.
- Co takiego zrobiłam?
- Właśnie zamierzam się dowiedzieć.
Gorączkowo się zastanawiała, co mogło ją wpędzić w kolejne kłopoty. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl