[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nagany lub choćby pytania.
- Myślę o tym każdego dnia - wyznał wreszcie,
odwracając się gwałtownie w stronę wuja. - Jak
możesz przypuszczać, że uczyniÄ™ coÅ› takiego! Te­
raz, gdy porzuciła swój dom, swoich krewnych
i rodzinne strony, a wkrótce opuści ojczyznę, aby
nigdy tu nie wrócić?
Querinius patrzył na siostrzeńca w milczeniu.
W jego zazwyczaj Å‚agodnym wzroku daÅ‚o siÄ™ za­
uważyć zmartwienie, rozczarowanie i oskarżenie.
- Sądzisz, że jestem tchórzem - mówił dalej
wzburzony Carlo. - Może masz racjÄ™, ale najważ­
niejszym powodem, dla którego jeszcze nic nie
powiedziaÅ‚em, jest współczucie. Ostrożnie próbo­
wałem uświadomić jej podczas naszych rozmów,
że w naszym kraju zwiÄ…zki miÄ™dzy kobietÄ… i męż­
czyzną są dużo bardziej swobodne, niż ona jest
do tego przyzwyczajona. ChciaÅ‚em, aby zrozu­
miaÅ‚a, że mężczyzna może pożądać kobiety - na­
wet kochać ją - mimo iż jest związany z inną. Ale
ona zle mnie pojęła. Jest tak niewiarygodnie nie­
winna w tej dziedzinie życia.
Carlo przygryzł z zakłopotaniem wargi.
- Ona rozumie to jako próby zdobycia jej, pa­
trzy na mnie najczystszymi na całym świecie
oczami i speszona daje do zrozumienia, że jest
moja, z bÅ‚ogosÅ‚awieÅ„stwem ksiÄ™dza czy bez. Gdy­
by wiedziała, jak my w naszym kraju żyjemy, to...
- MÅ‚odzieniec machnÄ…Å‚ bezradnie rÄ™kÄ…. - Nie mo­
gÄ™ jej po prostu brutalnie opowiedzieć o Adelaj­
dzie. Nie tylko dlatego, że mi żal Signe, ale i dla­
tego, że się boję. Po tym, co wydarzyło się na
Rost, gdy Corado de Lione uratowaÅ‚ jÄ… w ostat­
niej chwili, nie wiemy, jak może zareagować.
Querinius westchnął ciężko.
- W każdym razie cieszę się, że traktujesz ją
z szacunkiem - rzekł poważnie.
Carlo uśmiechnął się z goryczą.
- Gdyby ktoÅ› powiedziaÅ‚ mi, że bÄ™dÄ™ przeby­
waÅ‚ na co dzieÅ„ z dziewczynÄ…, której bÄ™dÄ™ pożą­
dać, i nie tknę jej, nigdy bym w to nie uwierzył.
- Carlo zamilkÅ‚ na chwilÄ™, po czym dodaÅ‚: - Na­
zywasz to szacunkiem. Ja nazywam to miłością.
- Kochasz jÄ…?
- Tak, kocham. Bardziej, niż sÄ…dziÅ‚em, że moż­
na kochać kobietę.
Trzynastego lipca dotarli wreszcie do leżącego
niedaleko Vadstena w Szwecji Stakeborg - zam­
ku wenecjanina imieniem Zuan Franco, który
otrzymał tytuł duńskiego barona.
Nicolo de Trato i Andrea de Piero, należący do
załogi Marii Medici, którzy najlepiej radzili sobie
z pieszą wyprawą, od dwóch dni szli przodem,
aby uprzedzić o przybyciu Queriniusa i jego to­
warzyszy.
Było już pózne popołudnie. Lipcowe słońce
Å›wieciÅ‚o na bezchmurnym niebie jak pÅ‚onÄ…ca po­
chodnia. Powietrze pulsowało żarem.
Zamek leżaÅ‚ na maÅ‚ym wzgórzu i piechurzy wi­
dzieli go już od jakiegoś czasu. Złote promienie
słońca odbijały się w wysokich wieżach, które
bÅ‚yszczaÅ‚y osobliwie, wrÄ™cz bajecznie, na tle bÅ‚Ä™­
kitnego nieba.
Signe nagle zatrzymała się. Patrzyła w stronę
zamku, nie będąc pewna tego, co widzi.
Carlo odwróciÅ‚ siÄ™ w jej stronÄ™ z czuÅ‚ym uÅ›mie­
chem.
- Poczekaj tylko... - zaczął, ale szybko przerwał
i mocno zacisnął usta. Zrozumiał, że nie poczuje
radości, pokazując jej zamki Wenecji... Gdy Signe
pozna prawdÄ™, odwróci siÄ™ od niego z obrzydze­
niem; nigdy nie wybaczy mu oszustwa.
Zuan Franco stał przy jednym z zamkowych
okien. Patrzył na dolinę. Szybko zauważył grupę
ciemno odzianych ludzi, zmierzajÄ…cych drogÄ…
prosto do zamku. Kilkoro z nich siedziaÅ‚o na ko­
niach, jednak wiÄ™kszość szÅ‚a pieszo. Jego serce za­
częło szybciej bić. To muszą być oni!
Ciągle jeszcze nie mógł się nadziwić, że wizytę
złoży mu sam Piętro Querinius, wytworny szlach-
cic z Wenecji, który prowadzi niezwykle ożywio­
ny handel ze Wschodem, a przed rokiem podjÄ…Å‚
się śmiałej wyprawy do Flandrii - akurat wtedy,
gdy wybuchła wojna między Wenecją a Genuą.
RyzykowaÅ‚ wiÄ™c spotkanie wrogiego statku, zmie­
rzającego do domu. Chodziły nawet słuchy, że
Querinius podjÄ…Å‚ wyprawÄ™ do Flandrii w okreÅ›lo­
nym celu. Oprócz chęci sprzedaży przypraw
i sÅ‚odkiego wina - maÅ‚mazji, chciaÅ‚ podobno od­
kryć północno-wschodniÄ… drogÄ™ do Indii! Ponie­
waż od czasu, kiedy wypłynął z macierzystego
portu, minÄ…Å‚ już ponad rok, wszyscy jego konku­
renci w handlu gubili się w domysłach.
Teraz okaże się, że prawda jest całkiem inna.
Dumna, nowa galera Maria Medici, nazwana tak na
cześć żony wielkiego Giovanniego de Medici, zato­
nęła z caÅ‚ym cennym Å‚adunkiem, zaÅ› z sześćdziesiÄ™­
ciu ośmiu marynarzy przeżyło zaledwie jedenastu!
Zuan Franco potrzÄ…snÄ…Å‚ z niedowierzaniem
głową. Ze wszystkich miejsc na świecie Piętro
Querinius wybrał akurat zamek Stakeborg!
Tak, to musi być ta grupa ludzi tam, w dole.
Nie, zaraz... Kobieta? Czy może dziecko...? A męż­
czyzni... Wielkie nieba! Jakże oni wyglądają!
Zuan Franco odwróciÅ‚ siÄ™ od okna i czym prÄ™­
dzej zszedł krętymi schodami.
Gdy chwilę pózniej zjawił się na dziedzińcu,
goście akurat przechodzili przez most zwodzony.
Stanęli jeden przy drugim, rozglądali się dookoła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl