[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wtedy, gdy myszkowała tu Inspekcja, wyłączaliście instalację na parę dni - poprawił
go Dan.
- Ale wtedy nie doszliśmy aż tak daleko - odrzekł więzień cokolwiek za szybko.
- Ktoś przecież musiał tu pozostać, żeby to wszystko znowu włączyć, gdy nadszedł
czas - zauważył Ali. - Jeżeli drzwi były zamknięte, nikt nie mógł stąd ani wyjść, ani dostać się
do środka.
- Nie jestem inżynierem, nie znam się na takich sprawach - Rigeliańczyk stracił dawną
pewność siebie.
- Ależ oczywiście, jesteś tylko jednym z najbliższych współpracowników Richa. Jeśli
jest stąd jakieś wyjście, to ty na pewno o nim wiesz - odezwał się Kosti.
- A może twój flet pomoże? - zapytał Dan Murę, który od dłuższego czasu milczał.
- Właśnie próbowałem - padła odpowiedz.
- Nie działa, co? No, dosyć tego, ty żmijo. Gadaj! - Usłyszeli szamotaninę, po czym
Ali zaproponował:
- Jeżeli to jest skała, i jest to bez wątpienia to miejsce, o które nam chodzi, to dlaczego
nie mielibyśmy użyć miotacza?
Oczywiście! Przeciąć ścianą! Ręka Dana spoczęła na kaburze. Miotacz przedarłby się
przez litą skałę szybciej niż przez zbudowane przez Przodków mury. Pomysł spodobał się
również Kostiemu, ponieważ hałas wywołany jego perswazją ustał.
- Trzeba jedynie wybrać odpowiedni punkt - kontynuował Ali. - Tylko gdzie jest
przejście&
- W tym zapewne momencie pomoże nam ten typek, nieprawdaż? - warknął w stronę
więznia mechanik.
Odpowiedzią było coś w rodzaju jęku, który Kosti najwidoczniej uznał za wyrażenie
zgody, ponieważ przesunął się do przodu popychając przed sobą Rigeliańczyka.
- Dokładnie tutaj, co? Lepiej, żebyś miał rację, chłoptasiu; lepiej byłoby dla ciebie,
żebyś miał rację!
Dan omal nie upadł, gdy mechanik pchnął więznia w jego stronę. Ustawił go przy
ścianie i czekał wraz z innymi.
- Czy to ty, Frank? Cofnij się, bracie! Wszyscy do tyłu! - Kolejne ciało znalazło
oparcie w Danie, po czym wszyscy trzej przesunęli się w tył.
- Uważaj na podmuch, głupcze! - zawołał Ali. - Zrób najpierw niskie zasilanie i
sprawdz, jak to działa!
Kosti zaśmiał się.
- Sprzątałem już pokłady naszych statków, mój drogi, kiedy ty dopiero uczyłeś się
chodzić! Pozwól staremu człowiekowi pokazać co potrafi. No to do dzieła! - W tym
momencie jaskrawy płomień oślepił ich wszystkich.
Dan przysłoniwszy ręką oczy przypatrywał się, jak rdzeń tego blasku obejmuje
kamień, który staje się najpierw czerwony, a potem biały, by następnie spłynąć w postaci
rozżarzonych kropel na podłogę. Podmuchy gorącego powietrza uderzyły w stojących wokół
ludzi, toteż zmuszeni byli cofnąć się jeszcze bardziej. Tylko jedna potężna postać nie zmieniła
pozycji: Kosti wytrwale mierzył miotaczem w skałę i tylko od czasu do czasu pochylał się
pod wpływem siły odrzutu. Miał zasuniętą osłonę hauby, ale i tak Dan zastanawiał się, jak
mechanik mógł wytrzymać ten skwar. Znosił cierpliwie znacznie więcej, niż przeciętny
człowiek mógł wytrzymać.
Udało mu się jednak skoncentrować płomień w jednym punkcie i wyrwa w murze
powiększała się w miarę, jak spływał w dół stopiony kamień. Ostry zapach dymu zaczai ich
gryzć w gardła i powodował suchy kaszel. Azy spływały im po policzkach. Kosti natomiast
cały czas nie zmieniał pozycji, jakby był ulepiony z innej gliny niż pozostali Branżowcy.
- Karl! - wrzasnął nagle Ali. - Uważaj! Przestań!
Rozległ się huk. Potężny fragment skały osunął się na podłogę. Mechanik cofnął się w
ostatniej chwili i to tylko o kilka kroków, zachowując jedynie minimum bezpieczeństwa.
Lewą ręką uderzył kilkakrotnie w tlące się bryczesy, lecz mimo tego manewru jego
prawa ręka nie drgnęła ani o centymetr i płomień nieprzerwanie wbijał się w to samo miejsce.
W blasku ognia Dan zobaczył twarz Rigeliańczyka. Jego wielkie, okrągłe oczy
wpatrywały się w Kostiego i widać w nich było przerażenie. Odsunął się od tego piekła przy
wejściu, ale bardziej z powodu strachu, jaki wzbudzał w nim Kosti, niż dlatego że bał się
płomieni miotacza.
- To by było na tyle! - rozległ się spod maski stłumiony głos mechanika.
Do tej pory nie mieli odwagi zbliżyć się do żarzących się drzwi. Teraz jednak Kosti
schował do kabury broń i było oczywiste, że uznał pracę za skończoną. Podszedł do nich
unosząc osłonę hauby i wtedy dostrzegli, że po jego twarzy spływają krople potu. Ciągle
uderzał dłońmi w niektóre miejsca na tunice i przyniósł ze sobą zapach przypalonej skóry i
materiału.
- Co tam jest? - zapytał go Dan. Kosti zmarszczył nos.
- Następny korytarz. Ciemny jak Strefa Końca. Ale przynajmniej przestaniemy się
wreszcie kręcić w kółko.
Chociaż czas naglił i powinni już byli iść, czekali aż skała trochę ostygnie, po czym
zasunęli osłony na twarz, a dla Aliego zrobili prowizoryczną haubę z tuniki Rigeliańczyka.
Zanim ruszyli, Kosti porozmawiał jeszcze z więzniem.
- Mógłbym cię właściwie przez to przeciągnąć - rzekł - ale pewnie przypiekłbyś się
odrobinę za mocno. Poza tym pewnie byś nam przeszkadzał, kiedy spotkamy się z twoimi
przyjaciółmi. Więc zostawimy cię tutaj, żebyś trochę ochłonął, a może za parę lat ktoś cię
znajdzie. - Kosti związał Rigeliańczykowi nogi i ręce i pchnął go w głąb korytarza.
Teraz wzięli Aliego w środek i przeszli przez wycięty w murze otwór do następnego
korytarza. Znowu zapanował mrok i znowu okazało się, tak jak przedtem, że ich lampy nie
były w stanie rozjaśnić ciemności. Na szczęście droga była wyjątkowo prosta, bez bocznych
korytarzy, i nie musieli się zastanawiać, gdzie skręcić.
Po jakimś czasie trochę zwolnili, żeby nie przemęczać Aliego, i szli dalej trzymając
się za ręce.
- Nic tu nie widać - przerwał Kosti grozną ciszę. - Czy ci Przodkowie w ogóle mieli
oczy?
Dan podtrzymał ramieniem osuwającego się Kamila. Poczuł, że ranny drgnął, jakby
niezgrabne ręce Dana trafiły na jakieś bolesne miejsce. Asystent Szefa Aadowni szybko
zmienił uchwyt, choć Ali nie pisnął ani słowa.
- Tutaj jest otwór: dotarliśmy do końca tego korytarza - rzekł Mura. - Dalej jest
następny hol, znacznie szerszy.
- Szersza droga może prowadzić do ważniejszego pomieszczenia - odważył się
wysnuć wniosek Dan.
- Byleby tylko wyprowadziła nas z tego zwariowanego labiryntu! - odezwał się na to
Kosti. - Mam już dość kręcenia się po tym kretowisku. Dalej, Frank, idziemy!
Czterech ludzi ruszyło w drogę. Zrobili ostry zakręt w prawo. Szli teraz ramię w ramię
i Dan miał wrażenie, że wokół jest mnóstwo miejsca, choć, oczywiście, nie mógł nic
zobaczyć, bo nadal tonęli w ciemnościach.
Nagle zatrzymali się. Tym razem przyczyną nie była przeszkoda, lecz krzyk, który
rozległ się wraz z hukiem strzelby. Po chwili huk powtórzył się. Nie usłyszeli już krzyku.
- Na podłogę! - zawołał Mura, ale pozostali Branżowcy zdążyli sami wpaść na ten
pomysł.
Dan schylił się i pociągnął za sobą Aliego. Potem rozciągnął się na ziemi i usiłował
zrozumieć, co się dzieje.
- Jakaś lokalna wojna przed nami - dotarł do niego głos Kostiego.
- I chyba zbliża się do nas - mruknął Ali.
Asystent Szefa Aadowni wyciągnął miotacz z kabury, chociaż nie miał pojęcia, jak w
tych warunkach można go użyć. Nie byłoby rzeczą rozsądną strzelać w tych ciemnościach.
Znowu usłyszeli krzyk. Jakiś człowiek wrzasnął tak, jakby śmiertelnie go zraniono.
Ali miał rację - hałas wyraznie zbliżył się do nich.
- Pod ścianę! - Mura znowu wydał rozkaz, który wszyscy wykonali, zanim jeszcze
został wypowiedziany.
Dan szarpnął tunikę Aliego ciągnąc go za sobą i poczuł, jak materiał rozpruwa się. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl