[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przez cywilizację obdarzonej miejscowości było mil pięć) - nakładał haracz na jednostki pra-
gnące powrócić do zdrowia dzięki jego olejom, balwierze zaś wybudowali, trzymając się z
farmaceutą za ręce, wspaniałe domostwa; w  kacabajach niedzwiadkami podbitych chadzali,
zachowując na obliczach wyraz takiej powagi, jak gdyby w każdej chwili żywota prowadzili
księdza plebana na procesji Bożego Ciała.
Gdy delikatne i oględne perswazje, skierowane do farmaceuty a wypowiadane patetycznie z
rozmaitych  punktów widzenia , traktowane były jako idylle młodzieńcze i skutku żadnego
nie odniosły - doktór Obarecki uzbierawszy nieco grosza kupił apteczkę podręczną i zabierał
ją ze sobą jadąc do chorych na wieś. Sam przygotowywał na miejscu lekarstwa, udzielał ich
za bezcen, jeżeli nie za darmo, uczył higieny, badał, pracował z fanatyzmem, z uporem, bez
snu i odpoczynku. Rzecz prosta, że natychmiast po rozejściu się wieści o apteczkach przeno-
śnych, udzielaniu pomocy za darmo i tym podobnych punktach widzenia - wybito mu
wszystkie szyby, jakie istniały w ubogim mieszkaniu. Ponieważ zaś Borach Pokoik, jedyny
szklarz w Obrzydłówku, odprawiał w owym czasie święto Kuczek - trzeba było okna wykleić
bibułą i czuwać nocą z rewolwerem w prawicy. Wprawione wreszcie szyby wybito powtórnie
i wybijano je odtąd periodycznie aż do chwili sprawienia dębowych okiennic. Rozpuszczono
między ludnością miasteczka wieść, jakoby młody doktór obcował z duchami ciemności,
oczerniono go w opinii inteligencji okolicznej jako niesłychanego nieuka, odciągano przemo-
cÄ… chorych zmierzajÄ…cych do jego mieszkania, wyprawiano w majowe wieczory kocie muzyki
itp. Młody doktór nie zwracał na to wszystko uwagi, ufając w zwycięstwo prawdy. Zwycię-
stwo prawdy nie nastąpiło. Nie wiadomo dlaczego... Już po upływie roku doktór poczuł, że
jego energia staje się z wolna  dziedzictwem robaków . Zetknięcie bliskie z ciemną masą
ludu rozczarowało go nad wyraz: jego prośby, namowy, istne prelekcje z zakresu higieny
upadały jak ziarna na opokę. Robił, co tylko mógł - na próżno! Szczerze mówiąc - trudno
nawet wymagać, aby człowiek nie mający butów na zimę, wygrzebujący w marcu z cudzych
pól zgniłe, zeszłoroczne kartofle w celu czynienia sobie z nich podpłomyków, mielący na
32
przednówku korę olszową na mąkę, aby tej domieszać do zbyt szczupłej miary mąki żytniej,
gotujący kaszę z niedojrzałego ziarna, nabranego o świcie  sposobem kradzionym - mógł
zreformować w sensie dodatnim zaniedbane zdrowie swoje pod wpływem choćby najzrozu-
mialej wyłożonych praw zdrowotności. Nieznacznie doktorowi zaczęło być  wszystko jed-
no ... Jedzą zgniłe kartofle - cóż począć - niechaj jedzą, jeżeli im smakują. Mogą nawet jadać
surowe - to trudno...
Ludność żydowska miasteczka leczyła się u marzyciela, ponieważ nie odstraszały jej duchy
ciemności, a zachęcała nadzwyczajna taniość  medycyny .
Pewnego pięknego poranku doktór skonstatował, że ów płomyczek nad jego głową, z którym
tu przyszedł i którym chciał rozwidnić drożynę swoją - zgasł. Zgasł sam przez się - wypalił
się. Wówczas apteczka podręczna została na klucz do szafy zamknięta i doktór sam jedynie z
niej korzystał.
Co za męczarnia jednak dać się pokonać farmaceucie i balwierzom, ustać, zakończyć wojny
obrzydłowskie zamknięciem apteczki do szafy!
Zwycięzcami mają prawo się okrzyknąć i zbierać łupy, lecz nie oni go pokonali: sam się po-
konał. Zadusił proste i wysokie myśli i uczynki może dlatego, że się w jadło zbytecznie wda-
wać zaczął - dość, że zadusił. Coś tam jeszcze robił, leczył myśląc -me miał już jednak nikt z
całej jego ówczesnej  działalności za pół papierosa pożytku.
W okolicznych siedzibach pańskich przemieszkiwali dziwnym zbiegiem okoliczności sami
troglodyci  z dziada pradziada , którzy doktorów w ogóle traktowali w sposób cokolwiek
niewspółczesny. Jednemu z nich złożył doktór Paweł wizytę, co było pomysłem chybionym,
ponieważ troglodyta przyjął go u siebie w gabinecie, siedział podczas wizyty w kamizelce i
jadł spokojnie szynkę krając ją scyzorykiem. Doktór poczuł w sobie napływ ducha demokra-
tyzmu, powiedział półhrabi coś cierpkiego i nie składał więcej wizyt w okolicy.
Pozostał tedy do wymiany myśli ksiądz proboszcz i sędzia. Obcować jednak zbyt często z
plebanem - markotnie jest nieco; sędzia zaś był człowiekiem mówiącym rzeczy, których zu-
pełnie nie można było pojąć - pozostała tedy właściwie samotność. Aby uniknąć złych na-
stępstw absolutnego przebywania z samym sobą, usiłował zbliżyć się do przyrody, odzyskać
spokój, harmonię wewnętrzną. ducha, poczucie siły i odwagi, wynalazłszy te żelazne ogniwa,
jakie człowieka zespalają z przyrodą. %7ładnych jednak ogniw żelaznych nie odnalazł, pomimo
że błąkał się po polach, docierał nawet do poręb w lesie i zagrzązł pewnego razu w bagnie na
pastwisku.
Płaski krajobraz otaczało zewsząd sinawe pasmo lasu. Bliżej, na wydmuchach szarego piasku, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl