[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 zaksięgowane" i dlatego je właśnie zwinęła.
Brylantów byÅ‚o siedem. MiÅ›ka nieomal jÄ™knęła z za­
chwytu. Nawet ona w swej ignorancji nie mogłaby ich
wziąć za zwykÅ‚e szkieÅ‚ka. Nie byÅ‚ to zdecydowanie najlep­
szy czas na ich podziwianie, przesypała je więc z pudełka
do lewej rękawiczki, rękawiczkę chwyciła w zęby, odłożyła
pudełko na miejsce, błyskawicznie zamknęła sejf, zasłoniła
go gablotÄ…, rozejrzaÅ‚a siÄ™, czy nie zostawiÅ‚a żadnych Å›la­
dów, i pędem wróciła do kryjówki.
CaÅ‚a operacja, Å‚Ä…cznie z piciem wody i poÅ‚ykaniem cu­
kru, nie trwała dłużej niż osiem minut.
152
Miska przez chwilÄ™ zastanawiaÅ‚a siÄ™, co zrobić z rÄ™ka­
wiczkÄ…, by jej, broÅ„ Boże, nie zgubić. Z kieszeni mogÅ‚a wy­
paść, za biustonoszem oczywiście nie mogła się zmieścić.
Ostatecznie schowała skarb w majtki i mimo że stanowiło
to pewien dyskomfort, było to najlepsze rozwiązanie.
Zabezpieczywszy skarb, szybko zeszÅ‚a na dół i przycup­
nęła pod przejÅ›ciem do garażu. Po drugiej stronie pano­
wała cisza. Miśka pomyślała, że gdyby w tej chwili wyszła
z kryjówki i natknęła się na jakiegoś domownika na diecie,
nie miałaby szans się przed nim obronić. Oczywiście! Rano
należało ściągnąć z regału z narzędziami klucz francuski
albo coÅ› w tym rodzaju. A teraz...
ZrobiÅ‚a przeglÄ…d rzeczy, które znajdowaÅ‚y siÄ™ w kryjów­
ce i ewentualnie mogły posłużyć za broń. Koc mógłby się
przydać najwyżej do gaszenia pożaru. Aóżko jako całość
nie wchodziÅ‚o w grÄ™, ale gdyby tak odrobinÄ™ je zdewasto­
wać, odkręcając nogę?
Ten pomysł rozważała jakieś trzydzieści sekund, nim
uznała go za niewykonalny.
Został jeszcze tylko bezużyteczny, stary telefon. No, to
już coś. Telefonem można zrobić komuś krzywdę, ale
z drugiej strony jest trochę nieporęczny... Wystarczy sama
słuchawka! To fakt, słuchawka telefoniczna nie jest może
typowym narzędziem służącym do obrony i walki, ale nie
chodziło przecież o to, żeby nieodwołalnie przenieść kogoś
na tamten Å›wiat. WystarczyÅ‚o po prostu wykorzystać mo­
ment zaskoczenia i walnąć delikwenta w głowę, nos lub
inne wrażliwe miejsce i w ten sposób zyskać na czasie.
Miśka wróciła na górę i z wielkim pośpiechem zabrała
się do odrywania słuchawki od aparatu. To już zajęło dobre
pięć minut i zabraÅ‚o sporo siÅ‚, na których nadmiar nie na­
rzekała. Kradzieże szły jej zdecydowanie sprawniej.
Wreszcie Miśka, uzbrojona w słuchawkę, zeszła na dół.
Chwilę czatowała pod drzwiami i w końcu zdecydowała
się na wyjście z kryjówki.
Garaż był pusty, nie było w nim ludzi. Stały za to dwa
samochody, wśród których Miśka rozpoznała ten, którym
153
ją porwano. Drzwi do garażu były zamknięte, ale z boku
znajdowały się jeszcze schodki prowadzące do bocznych
drzwi na zewnątrz. Nie wahając się dłużej, Miśka wspięła
się po nich, uchyliła lekko drzwi i wyjrzała.
Garaż znajdował się po lewej stronie domu. Tuż nad
nim, na parterze, były sypialnie tak zwanego personelu.
Okna z gabinetu i jadalni znajdowały się po drugiej stronie
i wychodziły na sam park. Przed sobą Miśka miała szeroki
podjazd, na którym nieco z boku staÅ‚y w tej chwili dwa sa­
mochody. Można było do nich podejść, przemykając pod
ścianą budynku i dalej, na czworakach, za żywopłotem, nie
będąc widzianym przez nikogo z budynku.
Miśka rozważyła to jakby machinalnie, w pierwszej
chwili nie wnikając, czy ma to sens. Podejdzie więc do tych
samochodów i schowa się w którymś z nich. Szkoda, że nie
potrafi ich uruchomić, ale kradzież samochodu to jednak
nie taka Å‚atwizna jak zwÄ™dzenie brylantów wartych milio­
ny. A więc ukryje się we wnętrzu samochodu i poczeka na
jego właściciela, czyli Tamarę albo Marcina. Ktokolwiek by
to byÅ‚, uprzejmie go poprosi, aby jÄ… wywiózÅ‚ za bramÄ™, naj­
lepiej do Warszawy. Jeśli zaś sprzeciwi się jej życzeniu, po
prostu sterroryzuje go słuchawką.
 No, Å›wietnie, Misiu - kpiÅ‚a w myÅ›lach - pogratuluj so­
bie znajomości ludzkiej psychiki. Twój plan jest genialny
i oczywiÅ›cie powinien siÄ™ powieść. Każdy gÅ‚upi przestra­
szy siÄ™ telefonicznej sÅ‚uchawki". Najlepiej też bÄ™dzie unik­
nąć spotkania z Tamarą. Jeszcze gotowa zawlec Miskę do
Sumiastego albo własnoręcznie wydusić wyznanie miejsca
pobytu Celiny. Nie, bezpieczniej będzie postawić na Grdyb-
ka. On nie ma interesu, żeby ciągnąć ją do Krętka. Tylko jak
go przekonać o tym od razu, w jednej chwili... No, oczywiÅ›­
cie! Przecież wcale nie musi! Po prostu ukryje siÄ™ w samo­
chodzie i zabierze się na gapę. Nie każdy jest tak od razu
dobrym samarytaninem. Ludziom trzeba pomagać w speÅ‚­
nianiu dobrych uczynków.
Miśka dłużej nie zwlekała. Najszybciej, jak potrafiła,
przebiegła pod ścianą budynku, a potem za żywopłotem
154
do zaparkowanych samochodów. Podeszła do pierwszego
z nich, sprawdziła, czy nie świeci się kontrolka alarmu,
i spróbowała otworzyć drzwi. Nie były zamknięte. Na
szczęście goÅ›cie pana KrÄ™tka czuli siÄ™ na jego terenie bar­
dzo bezpiecznie. Zupełnie inaczej niż więzniowie.
Miśka wsunęła się do środka i otworzyła schowek. Była
tam lekko ruszona czekolada wedlowska mleczna i dowód
rejestracyjny na nazwisko Marcin Grdybek. Bogu dzięki!
Miśka z błogą satysfakcją zabrała ze sobą czekoladę, po [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl