[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Ty, a co jej się stało? - usłyszałam, jak ktoś szepcze.
- Nic mi się nie stało - odpowiedziałam głośno.
- Te włosy - mruknął ktoś inny za moimi plecami. Obróciłam się na pięcie, wywijając warkoczem. Nie byłam pewna, kto to powiedział, ale wszyscy
wpatrywali się we mnie ciemnymi oczami osadzonymi w ciemnych twarzach obramowanych ciemnymi włosami.
Przyprawiający mnie o ciarki nieznajomy oblizał usta, nawet nie próbując udawać, że nie pożera mnie wzrokiem.
- Miło mi cię poznać - powiedział Harley, przerywając niezręczną ciszę. Podał mi rękę, zostawiając na mojej skórze barwne ślady. Był chudy,
wręcz patykowaty, a włosy, tu i tam posklejane farbą, sterczały mu na wszystkie możliwe strony. Mial radosną, szczerą twarz, w czym przypominał
mi odrobinÄ™ Starszego.
- Ludzie, słuchajcie! To jest nowa dziewczyna, znajoma Starszego. Nowa dziewczyno, to są ludzie. - Kilka osób spojrzało grzecznie w moją stronę,
ze dwie spróbowały się nawet uśmiechnąć. Większość w najlepszym wypadku była jednak nieufna, w najgorszym zaś zniesmaczona. Stojąca
bliżej mnie pielęgniarka przyłożyła palec za ucho i zaczęła mamrotać, chyba do siebie.
- Co z nią jest? - spytałam Harleya, gdy prowadził mnie do stolika, przy którym siedział.
- Z niÄ…? Och, nic takiego. Tu przychodzÄ… sami wariaci.
Zachichotałam, głównie z nerwów.
- Całe szczęście, że czytałam Alicję w Krainie Czarów, bo czuję się, jakbym wpadła do króliczej nory.
- Co czytałaś? - zdziwił się Harley.
- Nieważne. - Każdy mój ruch śledziły dziesiątki par oczu. - Słuchajcie! -
przemówiłam w końcu. - Wiem, że wyglądam inaczej, ale jestem takim samym człowiekiem, jak wy wszyscy. - Uniosłam dumnie głowę, patrząc
wszystkim po kolei w twarz i próbując wytrzymać ich spojrzenia najdłużej, jak to możliwe.
- Aleś im dogadała! - stwierdził Harley, po raz kolejny prezentując garnitur zębów w uśmiechu Kota z Cheshire.
- Skąd jesteś? - zapytał wysoki mężczyzna, który nie mógł oderwać ode mnie oczu.
- Jak masz na imię? - rzuciłam rozzłoszczona.
- Luthe - odparł nieznajomy niskim chropowatym głosem.
- Dobra, Luthe. Przede wszystkim przestań się gapić. - Skrzyżowałam ręce na piersi, ale złośliwy uśmieszek na jego twarzy tylko się rozszerzył, a
oczy wciąż pożerały moje ciało.
- Skąd jesteś? - podchwyciła kobieta stojąca obok Harleya.
Westchnęłam. Nie było sensu żądać od Luthego, by przestał się na mnie gapić, bo robili to dosłownie wszyscy.
- Pochodzę z Ziemi - wyjaśniłam. - Z odległej przeszłości.
Z twarzy zgromadzonych biło niedowierzanie, choć szczerze mówiąc, nie ze wszystkich. W oczach kilku osób nagle pojawił się błysk, a ja już
wiedziałam - oni również byli boleśnie świadomi faktu, że ich niebo to tak naprawdę tylko pomalowana metalowa osłona.
- Opowiedz nam o niej - poprosił Harley i podał mi krzesło. Usiadłam, ignorując kobietę, która natychmiast się odsunęła. Co mogłabym im
powiedzieć o Ziemi? Jak wyjaśnić, że powietrze inaczej pachnie, że gleba jest bogatsza i że sami ludzie są inni, bo wiedzą, że mają do dyspozycji
cały świat? Może powinnam zacząć od gór, których szczyty kryją się w chmurach, pod zwałami śniegu - tylko czy oni znali takie pojęcia jak
 chmury ,  śnieg i  góra ? Mogłabym im opowiedzieć o różnych rodzajach deszczu; o padającym deszczu, najlepszym, kiedy człowiek chce się
zaszyć w domu, poczytać książkę albo obejrzeć film, o ulewnym deszczu, który kłuje jak igiełki, albo o delikatnym letnim deszczu, który sprawia, że
pierwszy pocałunek z ukochanym jest dużo, dużo słodszy: Wszyscy patrzyli na mnie w ciszy, z niecierpliwością czekając na opowieść o miejscu,
które nazywałam domem.
Zaczęłam od nieba.
26
STARSZY
- Ta gzyfowa dziewczyna siedzi w świetlicy i opowiada pacjentom z Izolatki o SolZiemi! - krzyknął Najstarszy. - A przecież mówiliśmy jej, co się
stanie, jeśli będzie zakłócać porządek. Mówiliśmy?!
- Już dobrze, Najstarszy - uspokajał go Doktorek. - Niebawem rozpoczynają się Gody, będą nimi tak przejęci, że szybko o wszystkim zapomną.
Najstarszy uderzył ręką w drzwi najbliższej komory kriogenicznej. Odskoczyłem, patrząc na niego nieufnie i zastanawiając się, kto lub co będzie
następnym celem ataku.
- Zwietnie. - Przeniósł gniewny wzrok na mnie. - Pierwsza przyczyna niezgody?
Co to, jakiÅ› quiz? Teraz?
- Różnice - odparłem.
- Dokładnie. Niezgoda będzie chodzić za tą dziewczyną jak cień, będzie się za nią ciągnąć po całym statku jak ślady ubłoconych butów
kapryśnego dziecka. A druga przyczyna niezgody to brak przywódcy. Kiedy różnice stają się przyczyną niezgody, jedynie przywódca może
zapewnić pokój. A teraz ucz się, chłopcze.
Niemalże dzgnął palcem przycisk aktywujący wikom.
- Komlink globalny - powiedział.
- Co robisz, Najstarszy? - spytałem, kiedy w moim uchu rozległo się znajome biiip, biiipbiiip.
- Uwaga, wszyscy obywatele  Błogosławionego . Ogłaszam ważny komunikat.
Serce podeszło mi do gardła. Najstarszy przemawiał przez wikom do wszystkich ludzi na statku, a ja już chyba wiedziałem, co zamierza
powiedzieć. Mój umysł pracował na podwyższonych obrotach. Nie, na pewno nie powie im o zamrożonych ani o poziomie kriogenicznym, z
którego pochodzi Amy. Nigdy by tego nie zrobił.
- Najstarszy, przemyśl to - odezwałem się.
Zignorował mnie.
- Niektórzy z was, w szczególności ci, którzy znajdują się na Poziomie %7ływiciela w pobliżu Szpitala, mogli zauważyć na pokładzie nowego
osobnika.
- Przestań. - Rzuciłem się w jego stronę. Miałem już dość kłamstw.
Doktorek złapał mnie długimi palcami za ramię i odciągnął. Próbowałem się wyrwać, ale był zbyt silny.
- Osobnikiem tym jest dziewczyna z nienaturalnie bladą skórą i jasnymi włosami.
Została ona stworzona w wyniku eksperymentu naukowego. Jego celem było rozwinięcie pewnych cech fizycznych, pozwalających lepiej znosić
nieprzyjazne warunki, które mogą nas czekać na CentauriZiemi. Jest niegrozna, ale również nieskomplikowana umysłowo i skłonna do
konfabulacji. Aatwo wpada w dezorientację i nie nadaje się do pracy fizycznej, w związku z czym musi pozostać w Izolatce. Nie wymaga się od
was ani nie zaleca nawiązywania z nią jakichkolwiek kontaktów. Dziewczyna jest odmieńcem i tak powinna być traktowana.
Zacisnąłem pięści. Odmieniec? Rezultat szalonego eksperymentu sterników? Cóż, na pewno nie brzmiało to niewiarygodnie. Sternicy spędzają
większość czasu na wymyślaniu przeróżnych gadżetów, które mają nas chronić przed negatywnym wpływem środowiska CentauriZiemi. Tak czy
inaczej, Najstarszemu chodziło wyłącznie o to, by zatuszować prawdziwe pochodzenie Amy i trzymać ją z dala od większości obywateli.
Trząsłem się ze złości, gdy Doktorek mnie puścił, ale wiedziałem, że przemoc nic nie da. Najstarszy już skończył. Odwróciłem się i ruszyłem do
windy, by wrócić do Amy.
27
AMY
- Ja natomiast zupełnie nie rozumiem, skąd wy się tutaj wzięliście - powiedziałam.
- To znaczy? - spytał mężczyzna, który trzymał na kolanach zabytkową gitarę akustyczną.
- Harley twierdzi, że jesteście wariatami. Ze to jest szpital dla umysłowo chorych. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl