[ Pobierz całość w formacie PDF ]

traktować mnie normalnie, mo\esz tu w ogóle nie przychodzić.
- Przestańcie! - Rozgniewana pielęgniarka wpadła do pokoju. - Słychać was na całym
piętrze..
- Wynocha! - krzyknęli jednogłośnie, a ona wycofała się, trzaskając drzwiami.
- Nie chcesz mnie tu widzieć? Dobrze! - Cody podszedł do łó\ka. - Ale najpierw
powiem wszystko, co mam ci do powiedzenia. Mo\e i sam siÄ™ o to obwiniam, ale to moja
sprawa. Nie będziesz mi mówiła, co czuję i co mam czuć. Ju\ i tak za długo robiłem wszystko
pod twoje dyktando.
- Nie wiem, o czym mówisz.
- śadnych zobowiązań, \adnych długoterminowych planów. Czy nie tak miało być?
- Przecie\ uzgodniliśmy...
- Mam ju\ dość uzgadniania czegokolwiek i mam te\ dość czekania, a\ nadejdzie
właściwy czas, miejsce i nastrój. Słyszałaś, co powiedziałem przed chwilą? śe cię kocham.
- Nie powiedziałeś mi tego. - Abra spuściła wzrok. - Ty mi to wykrzyczałeś.
- Niech ci będzie, \e wykrzyczałem. A teraz ci to powtarzam i mówię, \e za mnie
wyjdziesz. Koniec dyskusji!
- Ale...
- Koniec! - huknął, trąc oczy. - Nie próbuj mnie przekonać.
- Cody, ja...
- Zamknij się, dobrze? - Cody opuścił ręce. - Nie tak miało być. Nie chciałem się z
tobą kłócić. Wygląda na to, \e ilekroć sobie coś zaplanujemy, nic z tego nie wychodzi.
Dlatego \adnych planów, Ruda, \adnych spekulacji. Jesteś mi potrzebna. Chcę, \ebyś została
moją \oną i \ebyś pojechała ze mną na wschód.
Abra spojrzała na niego i wzięła głęboki oddech.
- Dobrze.
Cody parsknął śmiechem i potarł twarz.
- Dobrze? To wszystko?
- Niezupełnie. Chodz tu. - Przyciągnęła go do siebie. Po raz pierwszy od wielu dni
Cody przytulił ją z całym przekonaniem. - Chyba słyszałeś, co powiedziałam? śe cię
kocham?
- Nie powiedziałaś tego. - Cody uśmiechnął się z ulgą. To cud. Abra \yje i jest z nim. -
Ty mi to wykrzyczałaś.
- Ale to prawda. - Wypuściła go z objęć i spojrzała mu w oczy. - Przepraszam.
- Za co?
- Za to, \e tyle przeze mnie przeszedłeś.
- To nie była twoja wina - powiedział Cody.
- Wiem. - Uśmiechnęła się i zagipsowaną ręką dotknęła jego zabanda\owanej dłoni. -
Twoja te\ nie. Nie chciałabym ju\ nigdy przechodzić przez coś takiego, ale to cię
przynajmniej skłoniło, \eby mnie poprosić o rękę.
- I tak miałem zamiar to zrobić. - Cody z uśmiechem ucałował jej palce. - Chyba.
Abra uniosła brwi. Ró\a, którą dostała od Cody'ego, le\ała pognieciona na łó\ku.
- Muszę ci coś wyznać - powiedziała, wygładzając ostro\nie płatki. - Miałam zamiar
pojechać za tobą na wschód bez względu na to, czyby ci się to podobało, czy nie.
Cody cofnął się spojrzał jej w twarz.
- NaprawdÄ™?
- Pomyślałam sobie, \e jeśli będziesz mnie często oglądał, przyzwyczaisz się do mnie.
Mówiłam te\ sobie, \e powinnam pozwolić ci odejść, ale w głębi serca... nie miałam zamiaru
dać ci takiej szansy.
Cody nachylił się i pocałował ją.
- I tak bym nigdzie nie odszedł.
EPILOG
Cody wypełnił formularz meldunkowy. Skalisty stok za oknem obsadzony był
kaktusami, które zaczynały właśnie kwitnąć. Zwiatło sączyło się przez szklaną kopułę.
- Miłego pobytu, panie Johason - \yczył mu recepcjonista z promiennym uśmiechem.
- Dziękuję, zamierzam dobrze się bawić. - Cody odwrócił się i schował do kieszeni
klucze.
Wczasowicze krą\yli po foyer. Wielu z mę\czyzn było w strojach tenisowych.
Niektórzy schodzili z góry po zakręconych schodach, inni wje\d\ali na piętro bezszelestnymi,
szklanymi windami. Szklana kopuła przepuszczała słoneczne promienie, które rozszczepiały
się tęczowym widmem na kamiennej posadzce. Wodospad z cichym szumem kończył swój
bieg w otoczonym skałami basenie. Cody podszedł z uśmiechem do kobiety, która
wpatrywała się w strumień spadającej wody.
- SÄ… jakieÅ› za\alenia?
Abra odwróciła się i przechyliła głowę, \eby mu się przyjrzeć.
- Pamiętam, ile metrów rur trzeba było zainstalować, \eby spełnić twój kaprys.
- To mówi samo za siebie.
- Zawsze tak twierdziłeś. - Pomyślała \e pózniej mu powie, jak bardzo jej się tu
podoba. - W ka\dym razie, dzięki mnie to wszystko funkcjonuje. - Oparła mu głowę na
ramieniu i odwróciła się, \eby znów podziwiać wodospad.
- Co ci jest?
- Pewnie pomyślisz, \e jestem głupia.
- Ruda, przez połowę czasu myślę, \e jesteś głupia. - Syknął cicho, kiedy Abra
boleśnie uderzyła go łokciem pod \ebra. - Ale tak czy owak, mów.
- Tęsknię za dziećmi.
Okręcił ją ze śmiechem, a potem pocałował.
- To wcale nie jest takie głupie. Ale mogę sprawić, \e na chwilę o nich zapomnisz,
kiedy ju\ się rozgościmy w naszym domku.
- Mo\e. - Uśmiechnęła się wyzywająco. - Je\eli dobrze nad tym popracujesz.
- Moim zdaniem, drugi miesiąc miodowy powinien był jeszcze lepszy ni\ pierwszy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl