[ Pobierz całość w formacie PDF ]

interesach. I nie wiedziała nawet, że istnieje jakiś James Sladerman.
Zamknęła oczy i przycisnęła do powiek mokre, gorące palce. Nie, to nie koszmarny
sen. To się działo naprawdę. Leżała zwinięta w kłębek za wystającym głazem, a mężczyzna,
którego prawie nie zna - i którego kocha - ryzykował życie, żeby ją chronić. To właśnie jest
upiorna rzeczywistość. Musi temu sprostać. Minął czas, gdy mogła sobie wmawiać, że w tym,
co opowiedział jej Slade, nie ma słowa prawdy. Ktoś, komu ślepo ufała, oszukiwał ją, wciągał
w nieczyste interesy. Wykorzystywał.
Który? - głowiła się. Którego z nich byłoby stać na coś takiego? Czy to Michael, czy
David mógłby z zimną krwią czekać, aż ktoś ją zabije? Opuściła dłonie. Za wszelką cenę
starała się zachować spokój. Nie. Bez względu na wszystko, nigdy w to nie uwierzy.
Slade uważa, że może ona coś wie, choć sama nie zdaje sobie z tego sprawy. Jeśli się
nie myli, nie jest bliżej rozwiązania zagadki niż przedtem. Jessica oparła głowę, o krawędz
wanny i przymknęła powieki. Nie pozostało jej nic innego jak czekać.
Kiedy odkładał słuchawkę, był daleki od zadowolenia. Po chwili namysłu zadzwonił
do nadkomisarza.
- Co nowego, sierżancie?
- Dzisiaj rano ktoś usiłował zastrzelić Jessicę - odparł krótko. Po długiej chwili
milczenia Dodson zażądał szczegółów.
Ze zwięzłego, beznamiętnego opowiadania trudno się było domyślić zdenerwowania,
o którym świadczyły zbielałe kostki zaciśniętej dłoni.
- Dobrowolnie nie wyjedzie - zakończył. - Ale chcę ją stąd zabrać. Potrzebny mi
oficjalny nakaz umieszczenia jej pod nadzorem policyjnym. W ciągu dwóch godzin mogę ją
przywiezć do Nowego Jorku.
- Zakładam, że nie do mnie pierwszego dzwonisz?
- Biuro chce, żeby została. - Tym razem nawet się nie starał ukryć goryczy w głosie. -
Nie chcą, żeby cokolwiek zagroziło śledztwu w tej delikatnej fazie - zacytował, sięgając po
papierosa. - Nie pozwolą ruszyć jej z miejsca, dopóki wyraża chęć do współpracy.
- A wyraża?
- To głupia, uparta dziewucha, która bardziej martwi się o Ryce'a i Adamsa... i swój
cholerny sklep.
- Jak widzę, zdążyłeś ją dobrze poznać - skomentował nadkomisarz.
- Ufa ci?
Slade wypuścił kłąb dymu. - Tak.
- Nie wypuszczaj jej z domu. Nie wypuszczaj nawet za próg jej pokoju, jeśli uznasz to
za konieczne. Służbie można powiedzieć, że jest chora.
- ChcÄ™...
- Nieważne, czego ty chcesz - Dodson wpadł mu w słowo. - Ani czego ja chcę - dodał
łagodniej. - Jeśli doszło do tego. że wynajęli zawodowca, bezpieczniejsza będzie z tobą niż
gdziekolwiek indziej. Musimy ich przyskrzynić jak najszybciej, najlepiej zanim się zorientują,
że nie wykonano zadania.
- Jessica jest przynętą - rzucił gorzko Slade.
- Więc dopilnuj, żeby nikt jej nie połknął - odciął się Dodson. - Znasz rozkazy.
- Taak. Znam. - Slade cisnął słuchawkę na widełki. Spojrzał na swoje dłonie - w
gruncie rzeczy miał związane ręce. Wiedział, że czeka go przeprawa z Jessica. Jednak
śledztwo i sprawiedliwość nie miały już dla niego znaczenia. Liczyła się tylko ona. To
automatycznie odbierało mu obiektywizm, a zarazem narażało ją na większe ryzyko. Zależało
mu na niej tak bardzo, że tracił umiejętność logicznego myślenia.
Zacisnął pięści.  Zależy to nie jest właściwe słowo, przyznał z wysiłkiem. Zakochał
się w niej. Nie miał pojęcia kiedy i jak. Może zaczęło się to już tamtego pierwszego dnia, gdy
na złamanie karku zbiegała po schodach. To głupie.
Na chwilę ukrył twarz w dłoniach. To głupie, nawet jeśli nie brać pod uwagę obecnej
sytuacji. Należeli do dwóch różnych światów, całe życie spędzili w innych środowiskach. Nic
ma prawa jej kochać, a tym bardziej oczekiwać, by odwzajemniała jego uczucie. Teraz był jej
potrzebny jako obrońca i jako kochanek. Pózniej to się zmieni.
W tym momencie nie potrafił zastanawiać się, jak się upora ze swoimi uczuciami,
kiedy Jessica będzie bezpieczna. Najpierw musi zadbać o to, by na pewno nic jej nie groziło.
Powoli, starannie zgasił niedopałek w popielniczce.
Do sypialni weszli jednocześnie, on z korytarza, ona z. łazienki. Owinęła się jednym z
kremowych ręczników ze szlaczkiem na dole. Wilgotne włosy opadały jej na ramiona.
Pachniała mydłem. Od kąpieli w gorącej wodzie skóra jej się zaróżowiła.
Zamarli w bezruchu, wpatrzeni w siebie. Wyczuwała jego gniew i Ilustrację, gdy
zamykał drzwi.
- Dobrze siÄ™ czujesz?
- Tak. - Westchnęła. Skłamała tylko troszeczkę. - Lepiej. Slade, nie złość się na mnie.
- Nie proś o niemożliwe.
- W porządku. - Musiała zająć czymś ręce, więc podeszła do toaletki i sięgnęła po
szczotkę do włosów. - Co teraz robimy?
- Czekamy. - Wściekły na tę bezczynność, wbił ręce w kieszenie. - Masz nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl