[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ellen, i z Morahanem, uczynić z was posłuszne sobie narzędzia. Ale to przecież nie musi
oznaczać niczego innego niż to, co sądzi Ellen, że mianowicie pragnął tylko spoczynku. O
cholera, a po co ci kretyni tam idÄ…?
190
Na płytę niewielkiego lotniska weszło czworo czy pięcioro tamtych drani, którzy wciąż
atakowali samochód. Na razie byli jeszcze daleko.
- Ale idioci! - zawołała Ellen. - No jasne, nie dotarła do nich wiadomość, że walka
skończona, a ich pan zniknął. Działają na własną rękę!
- Tova! - zawołał Nataniel. - Wez Morahana i pędzcie jak najszybciej do samochodu! I nie
oglądając się na nic jedzcie na północ. Musicie zawiezć do Doliny Ludzi Lodu przynajmniej
twoją butelkę. My z Ellen przyjedziemy pózniej motocyklem. Najpierw wykopiemy jej butelkę
i dowiemy się, co z Gabrielem. Ale przede wszystkim spróbujemy zatrzymać tych tam...
Ellen była zrozpaczona.
- Więc znowu walka? Mimo że wszystko układało się już tak dobrze?
Nataniel nie odpowiedział. Zdawał sobie sprawę, iż Linde-Lou jest z nimi, kątem oka widział,
że Tova i Morahan zniknęli za hangarem, bo tamtędy chcieli się dostać do samochodu. On
sam ruszył wprost na spotkanie napastników.
- Wejdz do hangaru, Ellen - powiedział. - Nie chcę, żebyś w tym uczestniczyła. Poczekaj tam
na mnie!
- Ale ja...
Machnął bardzo stanowczo ręką. Posłuchała spłoszona, choć ustępowała bardzo
niechętnie. Kątem oka spostrzegła Villemo i uśmiechnęła się drżącymi wargami do swojej
opiekunki.
Nataniel podszedł do napastników.
- Walka skończona! - zawołał. - Nie macie już szefa.
Oni jednak szli na niego niczym roboty. Widział zacięte twarze, nie dostrzegał w nich
wahania, raczej upór. Tengel Zły wiedział, kogo wybrać, to pewne.
Był wśród nich jeden, którego Nataniel przedtem nie widział. Boże, cóż to za człowiek?
Czegoś równie odpychającego nie spotkał w życiu.
- Gotowe! - zawołał właśnie ten do pozostałych.
- Gotowe, numerze jeden! - odparł któryś z tamtych.
A, więc to ten numer jeden, o którym opowiadali Tova i Marco! Ten, którego wszyscy się bali!
I nie bez powodu, myślał Nataniel.
191
W następnej sekundzie jednak musiał zająć myśli czym innym. Tym razem napastnicy nie
byli uzbrojeni w noże. Mieli broń palną! Kule świstały Natanielowi koło uszu. Zdążył tylko
zauważyć, że nad okolicą toczy się coś w rodzaju trąby powietrznej. Wichura ominęła
hangar i stojący na placu samolot, które pewnie by się jej nie oparły, ale ławki i inne drobne
przedmioty latały w powietrzu. Tajfun i Demony Wichru, ucieszył się Nataniel. Nadal
czuwajÄ….
Zdążył dopaść do hangaru, gdy rozległy się przerażone wrzaski napastników, którzy
przelecieli zupełnie bezradni nad ziemią, gnani wiatrem. Zrobiło mu się niedobrze na myśl o
tym, że gdzieś dalej, w innym miejscu, zostaną z całą siłą ciśnięci na ziemię.
Wpadł do hangaru, Ellen biegła mu na spotkanie.
- Niebezpieczeństwo minęło - zdołał wykrztusić, przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił.
- Nataniel, najdroższy, tak się bałam - wyszeptała.
Ujął jej twarz w ręce i po raz pierwszy poczuł na wargach delikatny dotyk jej ust. Miał
wrażenie, że pogrąża się w cudownym śnie. Nareszcie wolno im okazywać swoje uczucia,
nic już nie może im w tym przeszkodzić!
Najpierw nie reagowali na ostrzegawcze wołania. Słyszeli, że to Villemo krzyczy, ale nie byli
w stanie zajmować się niczym innym, jak tylko sobą i tym gwałtownym uczuciem, które
nareszcie mogło się ujawnić. Nagle jednak krzyknął Linde-Lou i Ellen otworzyła oczy.
Zdążyła zobaczyć tego obrzydliwego człowieka, którego tamci nazywali numerem jeden, jak
wbiega do hangaru z granatem w uniesionej ręce. Krzyknęła. Nataniel rozejrzał się
przerażony, wszystko dokonało się dosłownie w ułamku sekundy. Ellen poczuła
rozdzierający ból, a cały hangar wypełniło oślepiające światło, uświadomiła sobie, że
Nataniel przyciska ją gwałtownie do siebie, po czym ogarnęła ją wielka błogość.
Płynęła w jakiejś bezkresnej przestrzeni, nieśpiesznie, jak na zwolnionym filmie, nie
wiedziała, ani kim jest, ani gdzie się znajduje, straciła wszelki kontakt z buzującym dopiero
co życiem i opadała coraz niżej i niżej w czarną otchłań.
Nataniel! Zachowaj Nataniela przy życiu! To była jej ostatnia myśl. Bolesna przed chwilą
świadomość, że uśmierciła go poprzez okazanie mu swej miłości, przestała dokuczać.
Wszystko gasło, rozpływało się w miłosiernej nicości.
W bezdennej przestrzeni, w której się znalazła całkiem sama, słychać było jakieś śpiewne
zawodzenie.
Nataniel ocknął się na moment. Nieznośny ból rozrywał jego ciało, dostrzegał te głębokie
wibracje i tę ciemną pustkę, która oznaczała śmierć. Jego ręce, które wciąż obejmowały
Ellen, były puste. Ellen odeszła. Głos Linde-Lou mówił coś o Wielkiej Otchłani...
192
Tova jak szalona gnała samochodem na północ. Zdawało jej się, że słyszy strzały, ale kiedy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl