[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ciche westchnienie ulgi ze strony Sol powiedziało mu wszystko.
Pytał, zdenerwowany bardziej ni\ kiedykolwiek w \yciu, czy nie mogłaby mu pomóc
w wypełnieniu zadania, które właśnie otrzymał. Chodzi o smoka...
Sol zareagowała natychmiast, pojawiła się niczym wystrzał, nie liczył na to.
Zapomniał o jej nadprzyrodzonych zdolnościach i chodził po mieszkaniu w samej bieliznie,
kiedy Sol zadzwoniła do drzwi. I tak całe szczęście, \e po prostu nie wpadła do mieszkania
przez okno, pomyślał, otulając się swoim płaszczem Stra\nika.
- Och, jakie masz śliczne stopy! - zawołała Sol z zachwytem. - Powinieneś nieustannie
nosić sandały, nie ukrywać nóg w butach.
- W Ciemności nie ma się zbyt wielkiego wyboru - uśmiechnął się na ten dziwny
komplement, który go onieśmielał. - Wejdz, zaraz będę gotowy.
Sol rozglądała się po jego spartańsko urządzonym mieszkaniu.
- Powinieneś mieszkać lepiej - oznajmiła. - Czy wy musicie mieszkać tak ascetycznie
jak mnisi?
- Od jakiegoś czasu myślę, \e mógłbym urządzić sobie dom na zboczach za Sagą -
odpowiedział z łazienki, gdzie się ubierał. - Byłbym wtedy bli\ej swoich przyjaciół.
Chciałabyś tam ze mną zamieszkać?
Sam się przestraszył własnej śmiałości.
Czystko stało się jeszcze bardziej skomplikowane, kiedy nagle Sol stanęła obok niego.
Bez otwierania drzwi.
- Owszem, dziękuję - wyszeptała, a w jej oczach migotały wesołe ogniki.
Kiro był bardzo przejęty, ale nie potrafił zachować powagi, gdy robił jej wymówki z
powodu takiego zachowania.
- Nie wolno człowieka tak zaskakiwać, przecie\ mogłem tu robić ró\ne rzeczy -
zakończył.
- Mam nadzieję, \e nie będziesz robił ró\nych rzeczy - oznajmiła, otwierając teraz
drzwi, \eby wyjść z łazienki. - Powinieneś trochę zostawić dla mnie.
Minęła dłu\sza chwila, nim pojął, co Sol miała na myśli. Wtedy przeniknął go
gwałtowny dreszcz, na jego policzkach pojawiły się rumieńce.
Chyba niełatwo będzie \yć pod jednym dachem z kimś tak nieobliczalnym i tak
spontanicznym. Ale nudzić to się z nią nie mo\na!
- Musimy ju\ iść - mruknął, pośpiesznie kończąc toaletę. Gdyby bowiem dłu\ej zostali
w mieszkaniu, to mógłby się zachować nie po rycersku wobec tej tak pociągającej młodej
kobiety i sprowadzić ją na złe ście\ki. A to przecie\ nie wypada. Kiro był prawdziwym
d\entelmenem, który okazywał damom szacunek. Mo\e trochę za pózno, ale mimo wszystko.
Mama Silasa patrzyła zatroskana na dzieci wchodzące do ogrodu. Z pewnością
narobią szkód i będą się bić z jej synem.
Wszystko jednak wskazywało, \e tak się nie stanie, więc wróciła do polerowania ju\ i
tak błyszczących okien, była bowiem strasznie dumna ze swojego mieszkania i chciała, \eby
lśniło czystością. śeby było ładniejsze ni\ mieszkania sąsiadów. Dawne przyzwyczajenia
wyniesione z Małego Madrytu. A najbli\szą sąsiadką... no tak, najbli\szą sąsiadką jest jej
własna szwagierka, mieszkająca w drugiej części domu otoczonego wspaniałym ogrodem.
Szwagierka wcią\ wyglądała przez okno, nieustannie śledziła swoją sąsiadkę. A tymczasem
Silas bawi się w ogrodzie z obcymi dziećmi! śeby tylko nie nabrudzili.
Jednak tego, co zobaczyła pół godziny pózniej, kiedy dwie osoby przeszły drogą
wijącą się w górę od centrum Sagi, tak, tego jej szwagierka nigdy by nie zaakceptowała.
Zawołałaby z pewnością: O, rany boskie, a co to znowu jest? Na moment matka Silasa
wypadła ze swojej nowej roli wytwornej damy z eleganckiej części miasta.
Zobaczyła tamtych dwoje na ostatnim zakręcie. To mę\czyzna i kobieta. On
Lemuryjczyk i Stra\nik, poznawała po ubraniu. Kobieta była drobna, ciemnowłosa i, strach
pomyśleć, trzymała swego towarzysza za rękę. Kobieta z rodu ludzkiego i Lemuryjczyk! Czy
ona naprawdÄ™ nie ma odrobiny wstydu?
Właściwie jednak to nie ta para zwróciła jej uwagę. Nie, to jakiś ogromny, lekko
kulejący stwór, który kroczył tu\ za nimi. Chciała zawołać uwa\ajcie! , ale akurat w tym
momencie oni odwrócili się i przemawiali do tego monstrum. Był to smok, jak najbardziej
\ywy smok, ale, rzecz jasna, to na pewno mechaniczna zabawka.
Kto, u licha, mógłby stworzyć coś tak przera\ającego i wmawiać jej biednemu
Silasowi, \eby uwierzył, \e to stworzenie \yje?
Smok wyglądał naprawdę strasznie. Naprawdę, naprawdę potwornie!
Oj, mijają właśnie wytworny dom, w którym mieszka księ\na Theresa. Matka Silasa
westchnęła. Rzeczywiście znalazła się w wykwintnym świecie! Księ\na wstąpiła do niej
przed kilkoma dniami by powitać nowych sąsiadów. Matka Lilji była kompletnie
oszołomiona, przypomniała sobie z lekką pogardą. Ona sama bowiem... uff, co tu zaprzeczać,
jej te\ to bardzo zaimponowało.
I oto teraz księ\na wyszła do ogrodu! Przywitała się serdecznie z tymi dwojgiem,
którzy prowadzili mechanicznego smoka. Dziwne, ale smok poruszał się bez niczyjej
pomocy. Księ\na uściskała młodą kobietę! A Stra\nik kłaniał się z wielkim szacunkiem
szlachetnej damie. Wyglądało na to, \e wszyscy znają się bardzo dobrze. Uczucie zazdrości
przeniknęło serce matki Silasa, ale natychmiast ustąpiło. Ona przecie\ tak\e zna księ\nę. No
właśnie! Sprytne urządzenia te aparaciki mowy, dlaczego jej mą\, Peter, nikomu ich nie
chciał dać? Teraz jednak otrzymała własne.
O rany, księ\na wita się równie\ ze smokiem! Czy ona nie widzi, \e to sztuczna
zabawka? Nikt się przecie\ nie wita z jakimiś cudactwami z wesołego miasteczka. Zresztą z
\ywym smokiem te\ nie...
Swoją drogą trzeba przyznać, \e urządzenie wykonane jest znakomicie! Smok
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fopke.keep.pl
Jack McKinney RoboTech 14 Dark Powers
Margit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiężniku (05) Próba ognia
Sandemo Margit Saga o Królestwie Światła 11 Strachy
Sandemo Margit Saga O Czarnoksiężniku 04 Oblicze Zła
Sandemo_Margit_24_Białe_kamienie
Sandemo Margit Irlandzki romans
349. Browning Dixie Skradzione serce