[ Pobierz całość w formacie PDF ]
on, przedwczoraj w nocy.
- Byłeś na bańce - dorzucił.
- Czyżby?
- Tak, tak!
Jakby nie wiedział, że sam był jeszcze bardziej zawiany.
- Jak się zastanowić& - ciągnął.
- To co?
- To on musi przyjść z tamtej strony - powiedział wskazując na północną część doliny.
- Możliwe - przyznałem.
- Właśnie tego nie mógł tamten zrozumieć - rzekł Karl Olofsson.
- Kto taki? - zapytałem. - Jaki tamten?
Czułem niemal, jak jego myśli uciekają gdzieś na boki.
- No ten, który musi zawsze organizować wszystko tak cholernie - odparł.
Wziął garść śniegu, zgniótł w małą płaską grudkę, którą włożył do ust, by stopniała.
Karl Olofsson jest mańkutem.
Znajdowaliśmy się rzeczywiście bardzo daleko od osiedli, w bezludnej dolinie. Las na stokach
nad jeziorem nigdy nie był wyrąbywany; był zbyt przerośnięty, zbyt stary, zbyt rosochaty, zbyt da-
leko położony.
Po drugiej stronie jeziora powinno było znajdować się małe obozowisko z trzema torfowymi jur-
tami i prowizorycznie zbitą z desek chatą. Właściciele i pastuchy renów zwykli byli zatrzymywać
się tam w sierpniu, nim stada renów przeniosły się na jesienne i zimowe pastwiska o jakie sto kilo-
metrów bardziej na południowy wschód.
- A ci inni - zapytałem - czy oni wiedzą, gdzie my jesteśmy?
Karl Olofsson uśmiechnął się do mnie - tym swoim zwykłym, szerokim uśmiechem. Dłonią strą-
cił z włosów płatki śniegu.
- A skąd oni, ci inni, mieliby coś wiedzieć? Kto by im miał to powiedzieć?
- W każdym razie nie ja - odrzekłem.
- No więc! - I dodał: - On zawsze musi wszystko tak cholernie organizować.
- Taki już jest - wtrąciłem. - Nie ma tyle rozumu, by słuchać mądrzejszych od siebie. No nie?
- Inaczej jest bardziej na południu - rzekł Karl Olofsson. - Na przykład w Vostergetlandii. Tam
mają naganiaczy zamiast psów.
- Odległości i lasy są małe na południu, na przykład w Vostergetlandii - dorzuciłem ironicznie.
Karl Olofsson był nieczuły na ironię.
- Co to jest ironia? - zapytał.
Są słowa, których wyjaśnienia trzeba czasem unikać.
3
Czas płynie wolno, gdy się leży bez ruchu i marznie.
Słońce wzniosło się wyżej, choć nie mogliśmy tego widzieć z powodu gęstej pokrywy chmur.
Zrobiło się nieco cieplej: płatki śniegu stały się nieco większe i cięższe i lepiły się łatwiej do pni
drzew, do gałęzi i gałązek.
Miałem w plecaku termos z kawą.
- Ta kawa ma już około trzydziestu sześciu godzin - powiedziałem.
Karl Olofsson umoczył mały palec w kubku, który mu podałem.
- Ale w każdym razie ma więcej niż trzydzieści sześć stopni ciepła - odparł. Potem kiwnął głową
wskazując na bagno przed nami: - On musi tu przyjść. Stamtąd. I po tej stronie jeziora.
- Dlaczego?
- Bo tak już jest.
- Dlaczego?
- Idzie się zawsze tędy, którędy najłatwiej jest iść - odrzekł. - Wszyscy tak robią, wszyscy. Musi
przyjść stamtąd i dlatego będzie szedł po tej stronie jeziora.
- Tak myślisz?
Nic nie odpowiedział.
Wiedziałem, że ma rację, ale jestem także świadomy tego, że właśnie wtedy nie chciałem przy-
znać, iż ma rację.
Wstałem z ziemi i cofnąłem się nieco, by uzyskać dobrą perspektywę zarówno na nasze stano-
wisko, jak i na bagno przed nami. Zrobiłem moją kamerą pół tuzina zdjęć.
Karl Olofsson był na pozór zupełnie obojętny, nie odwrócił nawet głowy, by na mnie spojrzeć.
Gdy usłyszał trzask migawki, uniósł się jednak na łokciach, ułożył się wygodniej, wsadził fajkę do
ust i zapalił, wydmuchnął chmurę dymu.
- Pozer z ciebie - stwierdziłem.
- Pozer?
- Od pozować, szukać efektów, udawać.
- Szukać efektów?
4
Dzień mijał powoli. Było bardzo cicho, wiatr ucichł zupełnie, nie słyszeliśmy żadnych ptaków.
Raz wzdrygnęliśmy się na urwany trzask w lesie za nami; prawdopodobnie sucha gałąz pękła pod
ciężarem świeżo spadłego śniegu.
Ktoś nie znający Karla Olofssona mógłby sądzić, że leży on całkiem spokojny i odprężony obok
mnie na podściółce z gałęzi. W rzeczywistości był niespokojny, niecierpliwy, napięty. Nie można
było tego odgadnąć patrząc na jego ciało i nogi; leżał niemal nieruchomo, z głową spoczywającą na
ramionach, ale jego dłonie i palce były w ustawicznym ruchu.
- Jak on przyjdzie - zapytałem - jeśli przyjdzie; co, u diabła, wtedy zrobimy?
- Nie wiem dobrze - odparł Karl Olofsson.
- Nie wiesz?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- tlonastrone.pev.pl
Dynastia DanforthĂłw 07 WhiteFeather Sheri Parne noce w Savannah
White Feather Sheri Dwa Światy
Dwie miłości Mortimer Carole
Jest tyle do powiedzenia 3 ćwiczenia częÂść 2 Kosyra CieÂślak Teresa
Lourie Richard Grawitacja zero
Gretkowska Manuela Dom dzienny