[ Pobierz całość w formacie PDF ]

samemu& Zakonkludował:
 A jak tu kolegę zdybają, to nie tylko puszczą z dymem wszystko, co zostało,
ale i tobie nie zborgują. Lepiej może na kurację do lasu uskoczyć. Zwierczyna wyciąga
gorączkę. Błoto, jak się na nim śpi, podgaja te tam postrzały. Sama kula pręóej by
wypadła, bo ją do ziemi ciągnie.
 Ja tego samego pragnę. %7łebym tylko mógł ustać na nogach i choóić!
Brynicki spoczął na sofce i patrzał w tego gościa zaczerwienionymi oczyma. Panna
Salomea przysiadła u jego nóg i całowała ręce, nogi, nawet pasy rzemienne i steraną,
w śniegach i błotach unurzaną kurtę.
 Buty mi siÄ™ oto drÄ…! PrzemakajÄ… do kaduka! Niech no mi Szczepan szuka
tamtej pary. Choć to i podniszczone, aleć będą lepsze. %7łeby mi je tylko łojem tęgo
wysmarował!
 Aojem&  szepnęła w żalu.
 Nie ma?
 Ani odrobiny.
 No to trudno i tak wciÄ…gnÄ™ na sucho. Ile to tygodni onuczki te same! Koszul
mi, óiecko, szukaj! Jakie tam są, zabieram. Przewóieję  i hajda!
 ZnowuH
 No, a co  mały mój ptaszku?
 Och, Boże!
 yle nam, ptaszku& Złe przyszły czasy. Gorsze przyjdą& Przecierpimy! Były
już i jeszcze gorsze& W Sybirze, óiecko& To nic! Uszy do góry!
 Tyle czasu czekam, wyglÄ…dam!&
 Tyle samo akuratnie, ptaszku, co i ja za tobą! Jak tu partia pociągnęła w na-
sze strony, ażem zadygotał. Koło Zwiętej Katarzyny my się trzymali  a powiadają
w samsonowskie lasy pociągniemy. Zboczyli my trochę na Kostomłoty, na Straw-
czyn& Tom już nie wytrzymał. Konia mięóy nogi  i do ciebie!
Wszedł Szczepan. Kazano mu przynieść długie buty. Patrzał w twarz pana Bry-
nickiego. Przyglądał mu się, jakby go teraz dopiero zobaczył, choć obok siebie przeżyli
na świecie kilkaóiesiąt lat.
 Cóż ty na mnie patrzysz?  rzekł stary rządca.  Pilnuj!
 No, ja ta pilnuję. Aby ino było czego.
 Zawsze jeszcze zostało co nie co.
 Niedługo, wióę, orać będą na tym placu.
 Może będą. Tylko nie wiadomo jeszcze  kto. A ty czekaj!
 Ja ta czekam. Szkoda, że ostatni.
 Nie mędrkuj, bo to nie twoja sprawa. Skrzywóiłem cię kiedy?
 Czy ja ta wiem, kto mnie krzywóił. Juści nie.
 Lepiej mi warzy jakiej ugotuj. Mięsa kawałek smażonego&
Stary kucharz boleśnie westchnął.
 Kucharz ci ja, kucharz& Skończy się toto kiedy?
 Tylko bez jęków!  Skończy się  rzekł twardo Brynicki.
e a e om k Wierna rzeka 39
 Państwa nie ma. Wieści też ta jakiej o nich?
 Nic nie wiem. W lesie tylko świerki szumią, a wieści żadnych nie słychać.
Brynicki kiwnął palcem na Szczepana i przywołał go blisko do siebie. Obadwaj
poszli do sieni i tam rządca zaczął głośno szeptać kucharzowi do ucha:
 Co to za jeden ten, co tu leży?
 Kto go ta wie? Panienka na niego woła  książę .
 To mi tam ani śmierói, ani pachnie. Aobuz jaki?
 Z oczów mu złoóiejstwo nie patrzy.
 Słuchaj no!& Wiesz, co ci się chcę spytać?
 No, wiem.
 Więc jak?
 Wiói mi się, że jej nie tknął.
 Gadaj, psiakrew, prawdÄ™!
 Upilnuje to óieuchy, skoro by się namówiły? Abo, jakby ją ciągnęło do ta-
kiego, to kto poraói? Ale mi się wiói tak, jakby nie było nic. Przecie leży, jak pień&
A ciężka jucha, jak go nieść do stodoły, nikiej ten ogier. Książę, co psy wiąże!
 Szczepan!
 Hy?
 Pilnuj mi tego óiecka&  wyjęczał w głuche ucho kucharza stary rządca.
 Już ja ta i bez prośbów mam oko na ten interes.
 Skoro by sama  dopust boski! Ale jakbyś wypatrzył, że ją na siłę, albo sztuką
chce brać, ostatni kołek z płota wywlecz i pal po łbie! Nie pytaj! Tak jakbyś moją ręką
prał!
 No!
Wrócili do zimnej stancji i tu Brynicki przebrał się z rozkoszą w czystą bieliznę,
wóiał nowe buty. Szczepan ugotował i przyniósł swej wiekuistej kaszy. Postawił dużą
miskę w pokoiku rannego i rozdał drewniane łyżki. Sam się odsunął. Ale Brynicki
wetknął mu łyżkę w rękę i kazał jeść pospołu. Stary kuchta zawstyóił się i wy-
mawiał. Cóż ta znowuj za prawo z państwem wieczerzać! Jeszcze takiej sztuki jak
świat światem nie było  po prawóie  za pan brat świnia z pastuchem& Przecież
przykucnął obok stołka, na którym miska stała i zaczął uroczyście, skromnie i jakby
z nabożeństwem pojadać kolejką za państwem. Sięgał ze swego łóżka do miski chory
książę.
Po wieczerzy Brynicki przyłożył się do snu na kanapce w sypialni rannego. U wez-
głowia klękła panna M3a. Starzec objął jedynaczkę ramieniem. Zadrzemywali, szep-
tali, milkli i znowu ciągnęli opowieść o dniach i nocach. Przeplatały się rady, wska-
zówki, prośby& Modlili się wraz  cicho  z głębi. Stary żołnierz napomykał
o marszach, odstąpieniach, nocnych legowiskach, klęskach& Wymieniał miejsca
szczodrze pomaczane krwią, Wąchock, Suchedniów, Zwięty Krzyż& I znów to sa-
mo&
Książę przysłuchiwał się jego powieści i dorzucał szczegóły o swym odóiale.
Szeptali tak po ciemku przez noc. Miało się pod świtanie, kiedy stary pan przywołał
Szczepana i kazał mu podać konia, który się pasł w stodole. Objął córkę, przytulił do
serca w bolesnym, wieczystym pocałunku. Polecił jej wynieść na dwór i przytroczyć
do siodła różne węzełki i drobiazgi. Gdy odeszła, wyciągnął rękę do chorego i uścisnął
jego dłoń.
 No, kolego, na mnie czas. %7łyczę zdrowia i daj Boże spotkać się w wolności.
 Daj Panie Boże!
 A pozdrowiejesz, óiecku mojemu pomóż, poradz, obroń.
Książę skinął ręką.
e a e om k Wierna rzeka 40
 A jeślibyś ją skrzywóił  jęknął starzec  strzeż się! Bo cię dopadnę żywy,
czy umarły.
Z tym słowem znikł za drzwiami. Słychać było cichy płacz óiewczęcy. Potem
głuchy, równy tętent.
Nad wieczorem pewnego marcowego dnia stanęła przed gankiem w Niezdołach paro-
konna bryczka i wysiadło z niej dwu podróżnych. Jeden z nich był w wieku lat mniej
więcej pięćóiesięciu  drugi młodszy. Starszy miał dużą skórzaną torbę, przewie-
szoną przez ramię, a ubrany był jak podróżujący kupiec albo rękoóielnik. Młodszy
był w cienkich butach i miejskim oóieniu, a wyglądał przy swym towarzyszu jak
pomocnik, czy sekretarz. Bryczka, skoro tylko ci dwaj panowie stanęli na ganku,
momentalnie odjechała. Nikt nie spostrzegł, z jakiego była dworu. Przybysze weszli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • glaz.keep.pl