[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wiatr targał konary drzew, niebo gwałtownie pociemniało. W
oddali rozległ się grzmot.
Spojrzała w oczy Huntera i przeszedł ją lodowaty dreszcz, a potem
ogarnęła fala gorąca. Nie ściskał jej ręki, gdyby chciała, mogła ją w każdej
chwili uwolnić, ale jego spojrzenie sparaliżowało ją, pozbawiło woli. Stali
tak naprzeciwko siebie bez ruchu, dłoń w dłoni, a wokół nich szalała
burza.
Być może życie składa się z kolejnych wyborów, o których kiedyś
mówił Hunter, być może człowiek musi też liczyć na łut szczęścia, ale w
tamtej chwili Lee była przekonana, że wszystkim rządzi przeznaczenie i że
jej przeznaczeniem jest on. Tu już nie było żadnych wyborów.
Niebo się otworzyło, zalewając kanion potokami deszczu. Lee
ocknęła się z hipnotycznego snu, ale jeszcze przez chwilę stała bez ruchu,
przemoczona do suchej nitki, smagana wiatrem, w świetle błyskawic.
- Niech to cholera! - Hunter wiedział, że przekleństwo skierowane
jest do niego, nie pod adresem rozszalałego żywiołu. - I co ja mam teraz
zrobić?
Uśmiechnął się. Miał ochotę ująć jej twarz w dłonie i pocałować.
- Uciekać tam, gdzie sucho.
Zła, zdenerwowana i mokra Lee wczołgała się do namiotu. On
świetnie się bawi, myślała, rozwiązując sznurowadła. Lubi wyprowadzać
mnie z równowagi. Te cholerne buty będą schły przez tydzień. Z trudem
ściągnęła je wreszcie z nóg.
Kiedy Hunter wsunął się za nią, nie odezwała się słowem. Uznała,
że najlepiej zrobi, jeśli w dalszym ciągu będzie podsycała w sobie złość.
Bębniący o dach deszcz sprawiał, że i tak skąpa przestrzeń wydała się
jeszcze ciaśniejsza.
Lee nigdy chyba bardziej nie odczuwała obecności Huntera niż w tej
chwili. Kiedy się nachyliła, żeby ściągnąć skarpety, woda z karku zaczęła
spływać jej po plecach.
- Mam nadzieję, że burza szybko minie. Hunter ściągnął
przemoczonÄ… koszulÄ™.
- Nie liczyłbym na to. Będzie lało co najmniej do rana.
- Wspaniale.
Drżała z zimna i łamała sobie głowę, jak zdjąć mokre ubranie i
nałożyć suche.
Hunter przykręcił przyniesioną od ogniska lampę i w namiocie
zapanował półmrok.
- Odpręż się i posłuchaj. Ten deszcz ma inną melodię niż w mieście.
Nie usłyszysz cichego wizgu opon na śliskim asfalcie, klaksonów, odgłosu
szybkich kroków na chodnikach.
Wyjął ze swojego plecaka ręcznik i zaczął wycierać jej włosy.
- Sama mogę to zrobić.
Wyciągnęła ręce, ale nie oddał jej ręcznika.
- Mokry ogień - mruknął. - To ładne.
Był tak blisko, że czuła od niego deszcz. Słyszała deszcz bębniący o
dach. Czy się wzmógł, czy to nagle jej zmysły się wyostrzyły, ale miała
wrażenie, że słyszy uderzenie każdej kropli oddzielnie. W półmroku
namiotu wszystko stawało się nierealne.
- Powinieneś się ogolić - powiedziała, patrząc ze zdumieniem, jak
jej dłoń sama się unosi i dotyka brody Huntera. - Zbyt wiele się za nią
ukrywa. Już bez niej trudno cię przejrzeć.
- Tak? - zdziwił się, nie przestając wycierać jej włosów.
- Doskonale wiesz, że tak.
Namiot co chwila rozświetlały błyskawice, by na moment znowu
pogrążyć go w mroku, ale Lee i tak widziała wszystko, co chciała widzieć,
może nawet zbyt wiele.
- Muszę wiedzieć, na tym polega moje zadanie. Po to tu
przyjechałam, żeby się dowiedzieć.
- A ja mam prawo powiedzieć ci tylko tyle, ile uznam za stosowne.
- Po prostu inaczej patrzymy na sprawÄ™.
- Owszem.
Jak we śnie wyjęła ręcznik z rąk Huntera i teraz ona zaczęła
wycierać mu włosy.
- Nie powinniśmy być teraz ze sobą.
Nie wiedział, że pożądanie może mieć pazury.
Gdyby teraz dotknął Lee, poczułby, jak zagłębiają się w jego ciele.
- Dlaczego?
- Zbyt się różnimy. Ty szukasz tego, co niewytłumaczalne, ja
trzymam się świata racjonalnego. - Jego usta były tak blisko. - Hunter...
Wiedziała, co nastąpi, wiedziała, że to nie ma sensu, wiedziała, że
potem przyjdzie ból.
- Masz wybór.
- Nie. Nie mam. - Ręcznik upadł na ziemię. Kolejna błyskawica,
zaraz po niej grzmot. - Być może żadne z nas nie ma.
Położyła dłonie na jego nagich ramionach. Patrzył jej prosto w oczy,
ale jeszcze jej nie dotykał. Walcząc z pożądaniem, pozwolił, by ten
pierwszy raz to ona otworzyła drzwi i poprowadziła ich we wspólną noc.
ROZDZIAA ÓSMY
Rano niebo było czyste jak kryształ. Lee budziła się powoli. Leżała
naga w ramionach Huntera, czuła jego ciepło i po raz pierwszy od
tygodnia było jej naprawdę dobrze w ich ciasnym lokum.
Ostrożnie podniosła głowę. Chciała mu się przyjrzeć. Do tej pory nie
widziała go jeszcze śpiącego. Codziennie wstawał wcześniej od niej i
parzył pierwszą kawę. Człowiek we śnie wygląda bardziej bezbronnie,
może nawet bardziej niewinnie.
Twarz Huntera wydawała się równie niebezpieczna i pociągająca
jak zawsze, a świadomość, że on lada chwila może otworzyć oczy i
spojrzeć na Lee tym swoim przenikliwym spojrzeniem, dodawała jej tylko
tajemniczości.
To dobrze, myślała. Dobrze, że zakochała się w kimś
niebezpiecznym, trudnym. Nie chciała mężczyzny zwyczajnego.
Zakochała. Powtarzała to słowo w myślach. Budziło niepokój.
Oznaczało ból. Czy Hunter nie ostrzegał jej, że czyniąc krok przed siebie,
trzeba się najpierw upewnić, gdzie postawić stopę? Nie posłuchała jego
przestróg. Tym razem upadek okazał się miękki, ale doskonale wiedziała,
że w każdej chwili może runąć w przepaść.
Nie będzie teraz o tym myślała.
Przytuliła się mocniej do Huntera z mocnym postanowieniem, że
jednak zerwie kilka kwiatów w czasie pobytu w kanionie i będzie się
cieszyć każdym pojedynczym płatkiem. Sen wkrótce się skończy, a ona
wróci do rzeczywistości, do swojego życia w Los Angeles. Tego przecież
chciała. Przez chwilę leżała nieruchomo, wsłuchując się w ciszę.
Dobrze byłoby wysuszyć mokre ubrania na słońcu, pomyślała
leniwie. I buty.
Ziewnęła.
Powinna zapisać kilka rzeczy w dzienniku.
Hunter oddychał równo, powoli.
Uśmiechnęła się.
Zrobi wszystko, co zamierzała, a potem wróci do namiotu i obudzi
go. To przywilej kochanki.
Kochanka. Ciekawe, dlaczego to słowo nie budzi w niej zdziwienia.
Czy to możliwe, że od początku wiedziała, dokąd oboje zmierzają?
Pokręciła głową na tę myśl. Bzdura.
Powoli odsunęła się od Huntera. Kiedy miała już odchylić klapę
namiotu i wyjrzeć na zewnątrz, poczuła dłoń zamykającą się wokół jej
kostki. Hunter patrzył na nią z głową wspartą na ramieniu.
- Jeśli tak zamierzasz wyjść na polanę, długo nie nacieszysz się
samotnością.
Postała mu spojrzenie, które mogło być wyniosłe, gdyby nie była
naga.
- Chciałam tylko wyjrzeć. Byłam pewna, że śpisz. Uśmiechnął się.
Była chyba jedyną kobietą na świecie, która na czworakach, nagusieńka,
potrafi przemawiać tonem urażonej godności.
- Wcześnie się obudziłaś.
- Pomyślałam, że dobrze byłoby wysuszyć ubrania.
- Byłoby dobrze.
Usiadł, chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie tak gwałtownie, że
oboje upadli na śpiwory.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- tlonastrone.pev.pl
Jayne Ann Krentz Szansa Ĺźycia
Lourie Richard Grawitacja zero
Gogol, Nicolai La Perspectiva Nevsky
Anne McCaffrey Pern 17 SS Runners of Pern
Colleen Hoover PuśÂ‚apka uczuć‡
WilliamShakespeare RomeoiJulia,Makbet,Otello
Drake Dianne Druga twarz doktora Robinsona
Camilleri Andrea Komisarz Montalbano 10 Sierpniowy śźar